Rzygam
moją prezentacją maturalną. Naprawdę, dawno nie miałam czegoś aż tak dość! Na
szczęście już jutro będę to miała za sobą... Nie mogę się już doczekać.
Jednakże
odchodząc od tego jakże ciekawego tematu, wczoraj byłam w Ćpunowicach z grupką
złetniaków. Poszliśmy do kina na film o zaiste adekwatnym tytule „Psychoza” w
ramach zakończenia piętnastego festiwalu filmów kultowych. Jeśli ktoś z
obecnych jeszcze nie widział „Psychozy” Hitchcocka, to gorąco polecam, bo
warto! Film sam w sobie nie jest jakiś przerażający, bo nie ma nawet
szczególnie dużo drastycznych scen, jednak w wielu momentach naprawdę aż się
robi zimno z wrażenia, a końcowa scena chyba do końca życia będzie mi się śniła
po nocach. Do tego wystąpiła tam najbardziej zaskakująca kreacja szaleńca, jaką
kiedykolwiek widziałam.
Zarówno
„Psychoza” jak i kilka innych elementów dnia wczorajszego natchnęło mnie do
pewnej refleksji.
Wszystko
zaczęło się, kiedy wysiadłam z autobusu w Ćpunowicach. Oczywiście jak zwykle
przyjechałam za wcześnie i musiałam chwilę zaczekać na mojego złetniaka Karola.
A może to on był za późno? No nic, mniejsza z tym. Z tego co zauważyłam, prawie
zawsze przyjeżdżam
i przychodzę wszędzie za wcześnie lub za późno, nigdy o właściwym czasie. Zdecydowanie wolę się spóźnić, ale jeśli chodzi o Ćpunowice to raczej mi się nie zdarza, zwykle przyjeżdżam i czekam jeszcze z piętnaście minut na przystanku. Nienawidzę tego. Zawsze kiedy na kogoś czekam, nie umiem powstrzymać się od zastanawiania się, jak głupio wyglądam. To ciężka schiza, ale mam wtedy wrażenie, że każdy, kto na mnie popatrzy, myśli sobie „i co, wystawili cię, tak?”. Tym razem jednak nie miałam za wiele czasu na takie myśli, bo coś innego przykuło moją uwagę. Mianowicie po chodniku za przystankiem kręciła się jakaś bardzo interesująca kobieta.
i przychodzę wszędzie za wcześnie lub za późno, nigdy o właściwym czasie. Zdecydowanie wolę się spóźnić, ale jeśli chodzi o Ćpunowice to raczej mi się nie zdarza, zwykle przyjeżdżam i czekam jeszcze z piętnaście minut na przystanku. Nienawidzę tego. Zawsze kiedy na kogoś czekam, nie umiem powstrzymać się od zastanawiania się, jak głupio wyglądam. To ciężka schiza, ale mam wtedy wrażenie, że każdy, kto na mnie popatrzy, myśli sobie „i co, wystawili cię, tak?”. Tym razem jednak nie miałam za wiele czasu na takie myśli, bo coś innego przykuło moją uwagę. Mianowicie po chodniku za przystankiem kręciła się jakaś bardzo interesująca kobieta.
To
stworzenie było przeraźliwie chude i jakieś takie jakby skurczone. W oczach
miało obłęd (przy okazji rozbieżnego zeza), a na ustach dość przerażający
grymas. Kobiecina szła i wygrażała komuś wulgarnie. Zaciekawiło mnie, komu tak
złorzeczy, ale kiedy chciałam się przyjrzeć tej osobie… cóż, okazała się
przestrzenią. Trochę szkoda takich wyszukanych wyzwisk dla kogoś kto nie
istnieje, ale już trudno… Niewzruszona brakiem odpowiedzi ze strony
przestrzeni, babeczka zwróciła się do kogoś po swojej lewej i odezwała się
ochryple:
-
No patrz ją, dupny urlop sobie weźmie! I co ona tu będzie pierdolić?! Dupny
urlop sobie bierze!
Osoba,
do której mówiła też nie odpowiedziała i nie odpowiedziałaby, nawet gdyby
chciała, bo ludzie, którzy nie istnieją, zwykle nie są zbyt rozmowni. Osobiście
uważam, że powinni się częściej odzywać, bo zdanie kogoś nieistniejącego
mogłoby okazać się bardziej obiektywne niż wszelkich osób istniejących, ale
jeszcze nie znalazłam sposobu na wytłumaczenie im tego. Tymczasem usiadłam
sobie na ławeczce i zaczęłam się wnikliwie przyglądać temu niecodziennemu
zjawisku, które prowadziło teraz ożywioną rozmowę ze swoim nieistniejącym
towarzyszem. Przypomniał mi się „Piękny Umysł” (który swoją drogą też z całego
serca polecam!), gdzie głównemu bohaterowi jego wymyśleni przyjaciele
odpowiadali. Nie dało się nie zacząć zastanawiać, czy tej kobiecie też
przypadkiem nie odpowiadają jakieś jej zwidy. W każdym razie, nie miałam już
wątpliwości, że ta osoba nie jest normalna i naszło mnie uporczywe pytanie, czy
jest chociaż poczytalna… Bo nie wyglądała.
Ciary
mnie przeszły, jak padł na mnie jej rozbiegany, obłąkany wzrok. Przez kilka
niemożliwie długich sekund patrzyła na mnie, a ja miałam wrażenie, że albo
wstanę i jej przywalę, albo zbiorę się stamtąd i ucieknę. Ciekawe, czy jak się
zacznie uciekać przed wariatem, to ten zaczyna gonić… Pewnie nie, ale czułam,
że jej szalony zez odnajdzie mnie, jeśli zechcę uciec. Na szczęście szybko
przerwała przykry proceder topienia mnie w swoim chorym spojrzeniu.
-
Idiotka skończona – skomentowała, odchodząc. – No popatrz na nią.
Zaśmiała
się histerycznie. Zastanawiałam się, czy osoba, do której się zwracała
zawtórowała jej
w tym śmiechu. Trochę mi było nawet szkoda, kiedy poszła dalej i nie wróciła już na przystanek. Potem ją jeszcze spotkałam, kiedy byłam już z Karolem i paroma innymi złetniakami, ale tym razem szła w milczeniu i tylko zez i dziwaczne skrzywienie warg wskazywało na to, że coś z nią nie tak.
w tym śmiechu. Trochę mi było nawet szkoda, kiedy poszła dalej i nie wróciła już na przystanek. Potem ją jeszcze spotkałam, kiedy byłam już z Karolem i paroma innymi złetniakami, ale tym razem szła w milczeniu i tylko zez i dziwaczne skrzywienie warg wskazywało na to, że coś z nią nie tak.
Całe
zajście utwierdziło mnie w przekonaniu, że wariaci są wszędzie, nie tylko w
filmach. Połowa naszego społeczeństwa to psychopaci. Tylko po paru procentach
to widać, reszta wygląda całkiem normalnie. Ciekawa jestem ilu potencjalnych
morderców mijam idąc do sklepu. Ilu z ludzi, których przypadkowo spotykam to
szaleńcy, którzy nie wiedzą kim są? Zastanawiam się, jak wielu ludzi ma różnego
rodzaju urojenia i jak bardzo w nie wierzy... I jak bardzo sama jestem walnięta
na ich tle.
Codziennie
spotykam osoby, które nie są zupełnie zrównoważone psychicznie. Nie wiem, czy
są wariatami. Wielu z nich nazywam po prostu artystami. To, że sama rozmawiam z
postaciami, które tworzę, nie wydaje mi się wariactwem. A w każdym razie nie
bardzo groźnym.
Rozmawiam
z ludźmi, których nie ma i codziennie się w nich wcielam. Za każdym razem
jestem kimś innym, bo żeby pisać o tych postaciach, muszę się najpierw nimi
stać… Nie raz zastanawiałam się, czy to nienormalne i jak bardzo. Ostatecznie
doszłam do wniosku, że to normalne dla ludzi takich, jak ja. Tylko po prostu
mało jest takich. A reszta tego nie rozumie
i uważa mnie za niegroźnego świra, zamkniętego we własnych imaginacjach.
i uważa mnie za niegroźnego świra, zamkniętego we własnych imaginacjach.
Niezbyt
to przykre, a czasami nawet fajne.
też doświadczyłam kiedyś podobnej sytuacji... do tramwaju wsiadła pani, która nieustannie mruczała do siebie mniej lub bardziej składne zdania... miałam tylko nadzieję, że jest na tyle sprawna, żeby samej wrócić do domu, bo naprawdę było mi jej żal...
OdpowiedzUsuńale ludzie z zaburzeniami neurologicznymi i psychologicznymi to jedno, a świry mojego pokroju to drugieXD tylko czekać, aż zacznę gadać do bliźniaków, których towarzystwo często sobie wyobrażam^^' ale tak poza tym to też jestem raczej niegroźną fanatyczką^^ bo czy to moja wina, że czuję się na tyle samotna, że chociaż wyobraźnią próbuję sobie tą pustkę zapełnić...? okey, może i moja wina, mojej nieśmiałości i nieumiejętności nawiązywania bardziej zażyłych relacji... ale po prostu... tak bardzo chciałabym mieć takich przyjaciół jak Yoh, Hao, czy ta wesoła gromadka z SK...
masz rację, wariaci są wszędzie. i chyba każdy ma swoje własne powody, by być wariatem...
tym postem zmusiłaś mnie do przemyśleń, co przy moim braku mózgu jest nie lada wyczynemXD
już kilka osób mówiło mi, że warto obejrzeć "Psychozę", ale jakoś nie mogę się zmóc.. chyba to niekoniecznie moje klimaty^^' a "Piękny umysł" kiedyś widziałam, a w każdym razie na pewno fragmenty, niestety było to tak dawno, że już nie pamiętam^^' ale kojarzę mniej więcej, o co chodzi w filmie:)
buziaczki:)
A więc mam film do obejrzenia. Zaraz po 2 Smentarza dla Zwierząt. Nie miałam (nie)przyjemności spotkania nikogo z zaburzeniami psychicznymi,oprócz mnie. Ale ja jestem zazwyczaj niegroźna,chyba że dla siebie. To w sumie trochę smutne. Nie mam nic zdiagnozowanego,ale na pewno normalna nie jestem. Czy jest normalnym to,że dziesięciolatka zapada w depresje i tnie się kawałkiem szkła? Nie sądzę. Jak na razie podobają mi się twoje posty.
OdpowiedzUsuńJa też rozmawiam ze swoimi postaciami. Ogólnie to zaczynam się nawet przyjaźnić z wielką łapą spod łóżka i z duchem zza drzwi. Potwór z szafy jak na razie nie chce się do mnie odzywać. Oczywiście, moimi postaciami są nie tylko potwory i duchy. Z jeden z nich jest człowiekiem, a pięcioro nie jest szaleńcami. Coraz bardziej podoba mi się twój blog. Muszę obejrzeć "Psychozę"!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ech, chyba nie znam nikogo nienormalnego.. Może oprócz siebie. Rozmawianie ze sobą nie jest całkiem normalne, prawda? Ale pomaga porządkować myśli. Nom, jeszcze nie rozmawiam ze sowimi postaciami, ale pewnie kiedyś do tego dojdzie. Mam takie dni, ze wierzę, że w lesie naprzeciwko mieszkają elfy i inne magiczne stworzenia. a przecież dzieckiem już nie jestem..
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog. Przyjemnie piszesz.