poniedziałek, 18 czerwca 2012

Wyznawcy fejsBoga


Dziewiąta rano. Poczta WP. I wiadomość w skrzynce. Zuza, masz oczekujące powiadomienia. Facebook.
Mlaskam niezadowolona i mrużę niewyspane oczy. Niech będzie, facebook. Fejsbuk, czy nawet fejsBóg dla niektórych. Moje oczekujące powiadomienia to tylko wiadomość od kolegi, który podziękował mi za podanie numeru GG (jakby nie mógł przez to GG, pozdrawiam Cię, Dawid!), więc wzdycham rozczarowana i chcę się wylogować, ale…
Wiadomość na czacie. Cholera. Otwieram… A, to ty. Dobrze, że się zgodziłaś pogadać na GG, bo na tym całym waszym fejsie naprawdę źle się czuję i nie ogarniam, jak można się od tego uzależnić…
Ale! Moment, chyba ogarniam.
Czasami nawet ja mam taką dziwną fazę i ewidentnie ochotę sobie to coś poprzeglądać, a wtedy mniej więcej widzę, co może ludzi w tym kręcić. Wchodzę na dowolny profil któregoś z moich znajomych. No dobra, niezupełnie dowolny, bo jego właściciel jest moim pierwszym skojarzeniem ze słowem „facebook”. Człowiek się udziela, ciągle coś dodaje, rozgląda się po tym facebooku, jakby tam rzeczywiście coś ciekawego było. Potrafił przeglądać fejsa podczas spotkania ze mną i to bynajmniej nie dlatego, że go nudziłam. Nie wiem, czy jego objawy mogę nazwać uzależnieniem, ale z resztą nie w tym rzecz. Przeglądam sobie profil, prycham cicho i kręcę głową.
Status związku: to skomplikowane. I można nawet kliknąć „lubię to”. Tylko dlaczego nie ma tam opcji „mam to w dupie”? W kolejnych częściach tej jakże ambitnej lektury dowiadujemy się, co robi, gdzie jest, kiedy gdzieś wychodzi. Doprawdy pasjonujące.
Jednakże tak sobie myślę… A może właśnie to ludzi pasjonuje? I dochodzę do wniosku, że nie chce być inaczej.
Ja po wstaniu to się zabieram za dobrą lekturę, ocenianie blogów, pisanie, albo idę do pracy. A taki przeciętny obywatel wchodzi na fejsBoga i… dowiaduje się, co też wyczyniają jego znajomi! Przecież nie ma nic ciekawszego niż wywiadywanie się, czy ktoś jest w związku, czy też już jest wolny. Nie sposób przeżyć dnia bez wiedzy, gdzie też Kowalski wychodzi dziś wieczorem, albo czy Kasia lubi zdjęcia Dominiki. Żeby jeszcze sprawdzić to raz. Ale przecież na tym pierońskim fejsie wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie! To, że rano Michał był w związku z Anią, która zaznaczyła, że „to skomplikowane”, nie znaczy przecież, że wieczorem będzie tak samo, a ty człowieku… MUSISZ TO WIEDZIEĆ! Dlatego właśnie kiedy wchodzisz do knajpy, która ma darmowe Wi-Fi, pierwsze co robisz, wchodzisz z komórki na facebooka. Dlatego kiedy jedziesz na wyciągu narciarskim (?!), przeglądasz facebooka przez swojego zapchlonego srajfona. Dlatego kiedy akurat nie jesz, nie śpisz i nie pracujesz… przeglądasz facebooka!
Mało tego! Praktycznie nie żyjesz, kiedy przez choćby dwa dni nie ma cię na tym pożeraczu czasu. Jak to? Masz przez tyle czasu nie wiedzieć, co robią twoi znajomi? Masz nie wiedzieć, co się dzieje? Brak facebooka to teraz niemal synonim zamknięcia się w pustelni. Nie masz i nic nie wiesz. A tak poza tym, o czym w ogóle z tobą gadać, skoro ty nawet facebooka nie masz? Na pewno jesteś skończonym nołlajfem, a w znajomych miałbyś tylko matkę, bo brat to by cię nie przyjął. Bo niby jak możesz wiedzieć o czymkolwiek? I w ogóle, kogo ty znasz?
Aż mi się mimowolnie parska śmiechem na myśl, że jakieś trzy lata temu to nikt w tym kraju w ogóle o fejsBogu nie wiedział i jakoś żyliśmy. Nie sądzę, żeby w ciągu trzech lat wyrosła w nas taka chora potrzeba dzielenia się ze światem wszystkim, co robimy i tym, jak żyjemy. Teraz niektórzy nie wyobrażają sobie życia bez ciągłego sprawdzania, co, kto, gdzie, z kim, jak i kiedy, jakby prywatne życie osób trzecich było najważniejsze na świecie. Nie da się też funkcjonować bez wlepienia dziennie kilkunastu postów o bzdurnej treści i wrzucenia mnóstwa zdjęć, zwłaszcza jak się jest małą dziewczynką albo hipsterem.
Ludzie, ogarnijcie się!
Wszystkim walniętym fejsbukowcom radzę się zastanowić, czy naprawdę kogokolwiek obchodzi, czy jesteście w związku i czy to skomplikowane. Dziecinko, czy naprawdę myślisz, że kogokolwiek obchodzi, że jesteś właśnie „w parku z misiem <3<3”? Po co komukolwiek wiedzieć, że gdzieś wychodzisz, że masz nowe zdjęcie, że przeglądałeś dzisiaj kwejka? Na co komu wiedzieć, co robisz i o której godzinie dłubałeś w nosie?
A potem pomyślcie, czy was to interesuje.

6 komentarzy:

  1. Moje konto na Facebooku istnieje, bo bywa całkiem przydatne. Niektórzy moi znajomi nie posiadają GG, więc strona służy mi do kontaktu. Nieraz ustalam przez nią ze znajomymi jakieś ważniejsze sprawy klasowe, wycieczki, czy zwykłe spotkania. Ale... trzeba przyznać, że nie przepadam za odwiedzaniem tej witryny. Powód jest prosty - uzależnione od Facebooka "dziecinki", jak to określiłaś, publikują 20 linków do Bestów/Kwejków/Demotywatorów i innych co dziwniejszych witryn, na 20 minut. Nie odwiedzam powyżej wymienionych stron z kilku prostych przyczyn. Nie ma tam treści, które nie miałyby podtekstu seksualnego, czy szowinistycznego. Nie ma nic, co nie byłoby nabijaniem się z czegoś, z czego definitywnie śmiać się nie powinniśmy. Nic, co miałoby jakikolwiek sens i nie byłoby skrajnym debilizmem. Nie ma sensu umniejszać swojej inteligencji i powalać tymże stroną robić sobie pranie mózgu. Niestety moi znajomi w większości nie dostrzegają tego, co tam się kryje. Nieraz czysta manipulacja. Zachęta do picia alkoholu i ćpania, zachęta do agresji (o ile pierwsze jest do przeżycia, to dla przyjemności, nie czystego szpanu). Irytuje się za każdym razem, gdy wchodzę na Facebooka, a moja tablica jest pełna badziewia tego typu.
    Zaproszenia. Przekleństwo Facebooka. Nic, tylko zaproszenia do jakichś wydarzeń, które mają mieć miejsce po drugiej stronie kraju, albo - jeszcze lepiej - na innym kontynencie. Zaproszenia do gier, które nie wnoszą niczego, bo jedyne co robi się, grając w idiotyczną grę na Facebooku, to siedzi się wpatrując tępo w monitor i klikając myszką.
    Posty, których znaczenia kompletnie nie rozumiem. "Och, @Klaudia, ale fajnie dzisiaj było! Pozdrawiam chłopaka z basenu!". Jakoby pozdrowienia miały kiedykolwiek dotrzeć do adresata, którego panna X nie ma w znajomych. Nie wspominając już o tym, że potencjalny użytkownik kompletnie nie ma pojęcia o czym ta panna właściwie mówi.
    Facebook... cóż, kiedyś, niczym NK, stoczy się na dno. Zdjęcia... tak. Ale pieprzenie o chłopaku z basenu już nie. Polecanie filmów, książek, czemu nie? Mówienie o zainteresowaniach, jeszcze... Ale "hej, fajną ma dupę ta blondi ze sklepu, Dudek, nie?" już nie bardzo ma sens. Obrazki z tytułem "Najlepsi przyjaciele" i oznaczanie tam ludzi, których kompletnie się nie zna, jest prawdziwą katastrofą. Wieczny SPAM na tym Facebooku, ale cóż poradzić?
    Aczkolwiek... nie narzekajmy. Jeśli którąkolwiek z nas, aż tak bardzo by to irytowało, to zapewne usunęłybyśmy Facebooka. Na tej witrynie mogłoby być lepiej i ciekawiej, ale nie będzie, bo ludzka głupota nie ma żadnych ograniczeń.

    Ahmmm, bryfelieton :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhm. Nie lubię fejsbuka. Strasznie mnie wkurzają te wszystkie dzieci zasypujące zaproszeniami do znajomych, które potem nie potrafią nawet powiedzieć głupiego "Cześć!" na korytarzu - wybitnie irytujące. Połowę osób mam zablokowanych jeśli chodzi o dodawanie jakichś pierdół, bo szlag mnie trafia jak widzę sto pięćdziesiąt dziewięć linków do kwejka, osiem demotów i trzysta bestów. No ludzie, ile można.
    Uh.
    Koniec, bo się za bardzo uzewnętrznię. Popieram na całej długości!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chlip, już nie jestem pierwsza...? Tak to jest, jak się wieki komputera nie włącza... No nic, mniejsza^^' To może na temat:)
    Ło matko, jak ja nie cierpię facebooka...== Głównie dlatego właśnie, że ci wszyscy ludzie tak się tym podniecają (jakby było czym...) i uważają, że każdy powinien mieć tam konto. A ja nie mam i mieć nie zamierzam, choćby mnie końmi rozciągali. Prawda, to po części dlatego, że jestem przekorna i jeśli wszyscy coś robią, to ja koniecznie muszę być inna^^' Ale również dlatego, że nie mam czasu na takie pierdoły i mam naprawdę głęboko, co robią inni. Co mnie to, do jasnej chusteczki, obchodzi? Jeśli zaś chodzi o komunikację... Rany, są miliony innych sposobów! Dlaczego więc wszyscy uparli się na tego fb? Mogę Ci podać przykład z moich studiów. Zaraz na początku pierwszego roku powstało forum, do którego dostęp ma tylko nasz rocznik, gdzi możemy wymieniać się ważnymi informacjami, poradami, materiałami... Trzeba się tylko zarejestrować. Bo ja wiem, pięć minut roboty? Ale nie, niektórzy do tej pory nie znaleźli na to czasu. Znajdują za to czas, żeby dyskutować na mailu (bo też mamy rocznikowego maila), przez co zalewany jest on mnóstwem postów i co chwilę się zacina, przez co nie ma dostępu do przesyłanych na niego materiałów (a taka jest jego funkcja - miejsce na pliki z materiałami plus kontakt z prowadzącymi). Ach, no tak, mail ma jedną przewagę. Na mailu jest się anonimowym i można bluzgać na innych ile wlezie, a na forum wyświetla się nazwisko... W związku z tym część osób zaczęła się komunikować przez fb, "bo wtedy wiadomo, kto pisze". Ok, ale na forum TEŻ wiadomo... "Nie, bo fb jest lepszy i każdy powinien mieć fb, a w ogóle to dlaczego mam zakładać konto na forum, skoro nie mam ochoty". A dlaczego ja mam, do ciężkiej dżumy, zakładać konto na fejsie, skoro nie mam ochoty?! Wr...>< Całe szczęście, że nasza starościna ma fb w głębokim poważaniu, a że ona tu rządzi, mogę być spokojna;D
    Uff... Wyżaliłam się... I potem dziwić się, że nie trawię tego świństwa... Chociaż nie, to może złe określenie. Możliwe, że pomysłodawca tego portalu miał w zamyśle coś fajniejszego, ale dzięki "inteligencji" części społeczeństwa wyszło jak wyszło... No nic, w każdym razie ja zamierzam trzymać się z tego najdalej, jak to tylko możliwe.

    A tak poza tym fajnie się czytało:D I ładne masz zdjęcie w nagłówku^^ A... robisz coś konkretnego w przyszłym tygodniu? Bo jak nie, to chętnie Cię nawiedzimy^^ (w tym tygodniu czeka nas malowanie piwnicy, więc raczej się nie wyrwiemy...)
    buziaczki i do zobaczenia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę podoba mi się twój tok myślenia. Nie znoszę twarzo-książki,jednak...mam aż 2 konta. Sens? Pierwsze,fikcyjne konto założyłam,ponieważ nie miałam możliwości założyć gg. Mam tam...bodajże 4 znajomych. I od czasu do czasu z nimi gadam. Koniec. Spędzam tam bardzo mało czasu. Drugie konto,tym razem prawdziwe, założyłam ponieważ coraz więcej chołoty zaczęło mi się wtryniać w fikcyjną postać,a "bo musisz wiedzieć że jutro nie ma niemca",bo "chłopak mnie rzucił,co robić?",bo "masz na jutro przynieść trzy zyla do pani,inaczej polecą punkty minusowe".
    Wchodzę tam na pięć minut,w ciszy odpowiadam na wiadomości, próbując ukryć irytację. Potem wychodzę,robię sobie herbatę,czytam książkę albo bloga i nikomu zbytnio nie wadząc egzystuję. Znam natomiast dziewczyny które życia nie mają,ciągle tylko wrzucając słit focie.
    Żenada.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam facebooka, bo muszę kontaktować z ludźmi z klasy w takich sprawach jak testy. Ale wchodzę ze 2 razy w tygodniu i więcej mi nie potrzeba. Nie rozumiem atrakcyjności tego portalu.

    OdpowiedzUsuń
  6. czy raczej popularności.

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy