Witam
^^
Moi państwo,
dzisiaj nie będzie felietonu ani opowiadania, przykro mi, ale nie miałam kiedy
napisać czegokolwiek trzymającego się kupy XD Jeśli zaś chodzi o ten wpis, to
cóż…
Jest coś, na
co każdego roku czekam z ogromną niecierpliwością i nie wyobrażam sobie, że
mogłabym to wydarzenie kiedykolwiek przepuścić. Wydarzenie ma miejsce co roku w
ostatni weekend sierpnia i jest dla mnie jak przełom w roku. Wtedy właśnie
wyładowuję z siebie całe zło i wracam spokojna, opanowana i pełna zapału do
dalszego egzystowania. Od nowa zaczynam żyć i czuć, że wszystko jest okey i, że
zawsze już będzie, dopóki będą ONI.
Festiwal
Muzyki Celtyckiej w Będzinie, w skrócie po prostu celtyk albo celt.
Moja
przygoda z muzyką celtycką zaczęła się w wakacje pomiędzy gimnazjum a liceum.
Wyglądałam wtedy jak mały udup i śliniłam się na widok zniewieściałych
japońskich artystów, uważając geja za ideał mężczyzny. O celtyku nie wiedziałam
nic, a na festiwal strasznie nie chciało mi się jechać. Miałam całkiem sporo
pomysłów na wymówkę, żeby odwołać eskapadę do Będzina, na którą uparła się
niejaka Magda zwana Magdolfem. Ludzie, jak się dowiedziałam, co chciałam
przepuścić, to myślałam, że zejdę! Ale po kolei XD
Pojechałyśmy
tam prawie z samego rana, żeby… cóż, zgubić się. Przy okazji lał deszcz, więc
byłyśmy mokre i wściekłe. Trampki mogłabym wykręcać. Chciało mi się wyć, najchętniej
bym stamtąd uciekała! I jeszcze czekały mnie warsztaty taneczne… Boże, nic
gorszego… przecież ja nienawidzę tańczyć, nie umiem, ruszam się jak żelbetowy
słup. Przynajmniej wtedy tak myślałam… Ale, okey, zaczęły się warsztaty i
okazały się nawet całkiem fajną rozrywką. Oczywiście byłam dość mocno
zestresowana, ale i tak, jak na siebie, to całkiem dobrze się bawiłam. Ale
najlepsze miało dopiero nastąpić…
O tak.
Koncert. Nie wiem, jak to się stało, ale kiedy na scenę wyszedł zespół, który
do dziś uwielbiam, mianowicie Beltaine, nie wiedziałam już kim jestem. Tak, jak
wszyscy dookoła mnie, byłam muzyką, bo tylko Ona się w tym momencie liczyła.
Tańczyliśmy, skakaliśmy i ściskaliśmy się wszyscy po bratersku, jakbyśmy nie
byli obcymi sobie osobami. Potem wszystko ucichło, wróciłyśmy, ale nic już nie
było takie samo. Tamtej nocy nie umiałam spać, bo w głowie wciąż grała mi
muzyka.
Potem było
jeszcze trochę koncertów Beltaine, zdjęcia z nimi, kiedy przyjechali do Tychów
i grali na rynku… A potem kolejny sierpień i znowu celt. Tym razem zadbałam o
to, żeby mieć glany, w pogo poszłam trochę odważniej. To był najlepszy festiwal
jak dotąd, przeżyłam niemal muzyczny orgazm. Zdawało mi się, że na koncercie
dokonuje się coś wielkiego, jakaś przemiana, oczyszczenie… Tak szczęśliwa, jak
podczas tamtego koncertu nie byłam ani wcześniej ani później, wtedy po prostu
nie było nic, co mogłoby mnie w jakikolwiek sposób przygnębić. Pamiętam, że
robiliśmy piramidę, która zawaliła się przy tworzeniu czwartego pięterka i
wszyscy spadliśmy w błoto. I kolesia, który chciał się ze mną napić piwa, albo
chociaż zapalić, zdesperowanego trzydziestoletniego metala. I jeszcze Wietnamkę
nie wyższą niż metr czterdzieści, znalazłam jej kolczyk pod płotem… W chwili
przerwy siedzieliśmy wszyscy na rozdeptanej trawie i piliśmy czyjś sok prosto z
kartonu, zachowywaliśmy się, jakbyśmy byli przyjaciółmi od lat, a w ogóle się
nie znaliśmy. Czy można sobie wyobrazić coś wspanialszego?
Nie znamy
się, nie mamy ze sobą kontaktu. Nic nie może się równać z radością, jaką
czujesz, kiedy zobaczysz człowieka poznanego na koncercie dwa lata wcześniej,
kiedy rzucisz mu się na szyję i już nieważne, że nie wiesz nawet, jak ma na
imię.
Po tamtym
celcie w 2010 roku znowu było kilka koncertów. Nawet była płyta z autografem i
uściski z członkami zespołu, których nigdy nie zapomnę… szczególnie tego z
Adamem Romańskim, chociaż wiem, że nie przebiję się przez konkurencję, bo chyba
nikt nie ma tylu napalonych fanek co ten człowiek. Gość tak wymiata na
skrzypcach, że każdej miękną kolana.
Na kolejnym
było trochę smutniej. Przerwali koncert krótko po dwudziestej pierwszej, bo
wiatr był tak silny, że scena cała chodziła, stwarzając zagrożenie.
Siedziałyśmy później we dwie na skale za zamkiem, wsłuchane w istny manifest
gniewu bogów. Kiedy stamtąd schodziłyśmy do samochodu, byłyśmy posikane ze
strachu, bo oprócz huczącego wiatru, scenerię stwarzał nieprzenikniony mrok
(oświetlenie całego zamku pogasło) oraz żydowski cmentarz zaraz obok. Pamiętam,
że bardzo mnie bolała głowa. A potem jeszcze bardziej…
W następnej
przerwie koncert Beltaine zdarzył mi się raz, w Sosnowcu. Zgubiłam na nim
całkiem fajną czapkę, a było koło minus piętnastu, więc boleśnie to odczułam.
Przy okazji byłam tam z moim poprzednim chłopakiem (i oczywiście Magdolfem, nie
zabrakło jej nigdzie, gdzie był Beltaine), który przez pół koncertu mówił, że „ma
na mnie ochotę”. Nie wiedziałam wtedy, że powinnam się zorientować o
przedmiotowym traktowaniu mnie i tak dalej. Nieważne z resztą. Koncert był
udany. A w kolejce po piwo stałam za Łukaszem Kuleszą z Beltaine.
I znów
nadszedł sierpień i zdarzyło mi się być na celtyku. Tym razem pojawiły się na
nim za moją sprawą dwie dodatkowe osoby i chociaż tylko jedna z nich bawiła się
na nim naprawdę dobrze, jestem z siebie zadowolona. Nie wiem, co w tym roku
było najlepsze. Może spotkanie znowu tych samych ludzi i wydurnianie się z nimi
pod sceną? Może oświadczyny na scenie, romantyczne i pomysłowe, z udziałem
Adasia i jego skrzypiec niczym w Wenecji tylko dziesięć razy lepiej? Nie wiem,
nie wiem… Celtyk leczy wszelkie choroby, poprawia humorna długi czas. I
nieważne, że pod okiem mam śliwkę, bo dostałam z łokcia w pogo XD
To była już
dziesiąta edycja festiwalu no i czwarta z moim udziałem. Ludzie, w przyszłym
roku jedźcie na celtyk, a już nigdy nie będziecie chcieli go przepuścić!
Obiecuję, że na blogu pojawi się informacja w który z trzech festiwalowych dni
pojawi się Beltaine i mam nadzieję, że spotkamy się w Będzinie.
TUTAJ macie
oficjalną stronę zespołu, znajdziecie tam wszystkie niezbędne do egzystencji informacje,
na przykład kiedy grają w Waszym mieście ^^
A tak po
celcie wyglądają moje glany XD w tym roku nie było błota tylko kurz i byłam w
nim utytłana po czubek głowy…
Moje tak samo, o czym radośnie przekonałam się w jarzeniowym niedooświetleniu klatki schodowej ^_^ A i link Ci się popsuł.
OdpowiedzUsuńMiałam iść na Papry na szanty, ale ze względu na przedwczesną pobudkę o trzynastej i niewiadomego pochodzenia zakwasy na udach ostatecznie sobie odpuściłam. A na podbiciach do teraz mam czerwone ślady po stopołomnych próbach uprawiania tańca irlandzkiego w glanach ;P Ale nie powiem, fajne to uczucie, kiedy się coś wyniesie z jakichkolwiek lekcji :3
Wiesz, czego mi tam zabrakło? Adasiowego popisu na skrzypcach. Kurde, Łódź By Night zawsze jest, a Adama zabrakło. A zaręczynowe solo to żadna wymówka, o. I właściwie to nudna pogoda była. Nie może być, że żadnej ulewy ani wichury, chociaż ulewa lepsza, bo nie ma kurzu i sceny nie urywa :<
Bogowie, jak sobie przypomnę tego pierwszego celta, to śmiech na sali. Nie ma to jak wyprawić się do miasta, o którym pierwszy raz się usłyszało, szukać budynku, o którym wiadomo tylko tyle, że jest "gdzieś tam", potem złazić w deszczu całe osiedle, żeby w końcu zorientować się, że to tam, gdzie byłyśmy na początku... I ten chaos na sali warsztatowej, i panika, że gdzieś wcięło buty xD I na dobry koniec dnia konkluzja, że białe trampki to może niekoniecznie najlepszy obuw do pogo w błocie XD
A i znalazłam w czeluściach mrocznej strony dysku foty z rynku z 2009... Tak się zastanawiam, czy trzymać na pamiątkę, czy spalić za same nasze tfaże oO Z tym wyglądem małego udupa to brutalna prawda niestety. Na szczęście wyrosły z nas duże udupy XD
Tak w ogóle, to które to nasze Beltaine? Trzy razy na celcie, raz za granicą, raz na rynku w Tychach i dwa albo trzy razy w teatrze? Kurde, gubię się. ^^ Ale to chyba dobrze ^^
A za Twoją sprawą była tylko jedna osoba, złotko.
Miałam o czymś jeszcze, ale mama się obudziła i wjeżdża mi z pretensjami ;p
Dwie były XD miałam na myśli Kanę, taka z czerwonym łbem, ale pewnie nie widziałaś, jak się z nią witałam, bo się gdzieś włóczyłaś XD Zwinęła się koło 21 do domu i trochę zestresowana była...
UsuńJeej :D Fajne przeżycia :D Ja bym się chętnie przejechała, ale primo, że mnie nie puszczą, secondo, że bym się zgubiła XDD
OdpowiedzUsuńAlusiu!
OdpowiedzUsuńKomputer mi zdechł, wybacz ale nie będzie mnie przez jakiś czas T-T Od znajomej piszę...postaram się nadrobić jakoś zaległości,ale nie bardzo mam puki co jak.
Ja też lubie celtyckie nuty, słucham Enyi i Clannad, ale widze, ze mam sporo do nadrobienia...
OdpowiedzUsuń