czwartek, 28 lutego 2013

Zajrzyjcie do słownika


***Oświadczam, iż post nie odnosi się do ŻADNEGO z moich czytelników ani autorów blogów, które obserwuję***

Witam państwa ;]
Wpis oczywiście miał być wcześniej, ale jakoś zabrakło mi chęci do napisania czegokolwiek. Wczoraj wieczorem chęć do pisania ni z tego ni z owego wróciła, ale nie wiem, czy to do końca dobrze. Niechcący zrobiłam z ulubionego bohatera mordercę, a przyrzekam, że nie chciałam! Miałam zamiar tylko wpakować gościa na trochę do więzienia, żeby mi zbytnio nie przeszkadzał, a narobiłam mu niezłego smrodu w reputacji. Za dużo kryminałów chyba… Niemniej dawka porządnego kryminału na początek dnia to dobra rzecz, polecam wszystkich, którzy mają kłopoty z obudzeniem się. Kiedy próbujesz rozkminić, kto naprawdę zabija i dlaczego policjanci się mylą, raczej nie chce się spać. Przy okazji współlokatorka zastanawiająca się, w co się ubrać, też pomaga w dobudzeniu się ;] Lepiej niż kawa, mówię Wam.
A dzisiaj sobie popiszę na taki lajtowy temacik, na który natchnęły mnie dzisiejsze zajęcia z lingworealioznawstwa. Poprzednie zresztą też były dość natchnieniogenne… Swoją drogą, wiecie, że Word nie ma w słowniku wyrazu „lingworealioznawstwo”? UO poczuł się obrażony ;]
W każdym razie, żeby nie przeciągać gadaniny wstępnej (którą pewnie najbardziej lubicie), wyjaśniam, o co chodzi. Zatem przedmiot ten prowadzi człowiek, którego tak uwielbiam słuchać, że byłabym najszczęśliwsza na świecie, gdyby prowadził wszystkie zajęcia. Byłaby średnia 8.5, jak to określiła Marta, bo na jego zajęciach po prostu nie da się nie uważać. Gość jest niesamowity, mam wrażenie, że mówiłby ciekawie nawet o zanieczyszczeniach gleby na południowym wschodzie Zimbabwe. Oprócz tego mamy inny przedmiot na podobny temat. Rzecz nazywa się „kultura wypowiedzi”, a treść konwersatorium niekoniecznie ma powiązanie z nazwą przedmiotu. No, chyba, że dyktowanie nam listy czterdziestu różnych słowników przez całe zajęcia miało jakiś ukryty sens, a ja tego nie zrozumiałam. Że nie zrozumiałam jakiegoś sensu to w sumie bardzo logiczny argument, bo pewnie wielu sensów w życiu nie zrozumiałam i nawet tego nie zauważyłam… W każdym razie najpierw człowiek dostaje w łapki ultradługą listę słowników, z których ma korzystać, a na następny dzień słyszy, że w Polsce to właściwie nie ma słownika wartego polecenia. Co masz myśleć, jeśli osoby, która podyktowała Ci listę słowników praktycznie nie znasz, a ktoś, kto powiedział, że nie ma dobrych słowników ma u Ciebie spory autorytet? Oczywiście uwierzysz doktorowi M., bo wiesz dobrze, że jak on coś powie, to staje się to prawem. Ale tak w sumie to nie o tym chciałam pisać.
Chciałam się skupić na… naszej kochanej blogowo-forumowej bohemie, która zawsze wszystko wie i w ogóle każdy w niej pisze najlepiej na świecie. No i rzecz jasna o znamiennej dywizie „weź zajrzyj do słownika”, nieśmiertelnym haśle, oznaczającym mniej więcej „nie chcę tłumaczyć ci, co jest źle, bo właściwie sam(a) nie wiem, ale na pewno jest źle”.
Jest moi drodzy parę osób, a może i paręnaście, które gdziekolwiek się nie znajdą, muszą się do czegoś przyczepić, a robią to w tak koszmarnie irytujący sposób, że aż mi od tego skóra cierpnie. Do tego nie czepiają się bynajmniej autora, lecz komentujących i to w sposób ewidentnie sugerujący, że nie mają pojęcia, o czym piszą. Ostatnio przytrafiło mi się przeczytać odpowiedź na mój komentarz, w którym napisałam, że pisanie to ciężka praca i że przyjemność z tego mają dopiero ci, którzy  już coś wydali i potrafią już dobrze pisać. Oczywiście nie chodziło mi o to, że pisanie ma być potworną męką, ale nie jest też przyjemną zabawą, bo nie ukrywajmy, że napisanie czegoś dobrego nie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Swoją drogą mylenie pracy z męką też nie jest zbyt zdrowym objawem, bo praca w końcu każdego czeka, a skoro jest synonimem męki to bardzo fajnie, że do 67 roku życia czekają nas katusze ;] Ale znowu nie na temat. W każdym razie osoba napisała, że większość blogowych autorów pisze wyłącznie dla własnej przyjemności, a jeśli tak nie jest to powinnam się zająć czymś innym. I to jest chyba klucz do całej sprawy.
Blogerka, nadajmy jej jakiś nick… no, powiedzmy, że niech roboczo będzie Anją (Ania jest zbyt pospolite, wiecie w czym rzecz *mrugam do Was*). Otóż Anja, lat czternaście i siedem miesięcy, oceniająca, grafik, autorka dwóch opowiadań. W rzeczywistości jest niska i chuda, czasami zdarzy jej się pójść do szkoły, gdzie nikt jej nie rozumie, nauczyciele to stare pryki, które nie mają pojęcia o przedmiotach których uczą (szczególnie baba z polaka, która sama nie czytała tych lektur) i w ogóle jeden syf, bo to gimnazjum. Ateistka, bo na świecie są wojny, a dzieci w Afryce głodują, co jest dla niej wystarczającym dowodem na nieistnienie Boga. O swoim ateizmie mówi Ci coś koło drugiej minuty rozmowy. Co pisze? No, fanfiction o Harrym Potterze, gdzie Harry i Draco to szczęśliwa para. Drugie też fanfiction, niech będzie Dramione, żeby nie było, że uwzięłam się na yaoistki ;] Jak wspominałam, ocenia blogi. Bardzo powszechne i coraz bardziej wkurzające. Pomijając fakt, że sama właśnie kończę swoją działalność na ocenialniach (zostały mi trzy blogi w kolejce, oł je), a wcześniej bardzo to lubiłam… Ocenialnie się popsuły. Dopuszczają do znęcania się nad innymi blogami coraz mniej doświadczone i mniej godne zaufania osoby, a poza tym robią niewybaczalny błąd – mają się za nieomylne. A jeśli ktoś się z czymś nie zgodzi, udają, że przeczytali wszystkie słowniki świata, więc wiedzą. Swoją drogą, dzieci, odsyłanie kogoś do pozycji, której się samemu nie przeczytało jest dość ryzykowne… może się wydać, bo nie każdy się obrazi, niektórzy faktycznie do poleconej przez Was książki zajrzą. No, chyba, że potraficie dyskutować o rzeczach, o których nie macie pojęcia ;] Ale zostawmy ocenialnie i wróćmy do Anji. Jej rozległa działalność zakrawa również o gwałcenie poczucia estetyki zgromadzonych robienie szablonów. Szablonów, na których pełno jest piórek, zegarków i kobiecych buziek, które w sumie do niczego nie pasują, ale podobno ładnie wyglądają. Graficzki (swoją drogą, gdzie na tym całym blogspocie znajdę panów? blogosferę zdominowały kobiety, czy jak?) wychodzą z mylnego założenia, że każde opowiadanie ma główną bohaterkę, więc ryjec w szablonie może być. Na domiar złego, nasza Anja udziela się też na całej masie forów literackich (powinno się im nadać nazwę raczej „pseudoliterackich”, bo większość tworów na nich nie ma wiele wspólnego z dziełami literackimi), gdzie wszystkich się czepia, w wszyscy czepiają się jej. Przy tym przynajmniej piętnaście razy dziennie udziela komuś rady o treści „zajrzyj do słownika”.
Znacie takie Anje? Na pewno znacie, jeśli siedzicie na blogspocie trochę dłużej. Wydaje mi się, że się wykluły w czasie masowej migracji blogerów z onetu. Bo na blogspocie nie ma już blogasków, są za to pseudointelektualiści z ciężką ryjcomanią. Nie mierzą za wysoko. Cechuje ich swoisty dekadentyzm: Moim największym marzeniem jest wydanie książki, ale nigdy nic nie wydam, bo przecież ci, którzy się wydali to bogowie. To ludzie, po których widać, że mają zamiar do końca życia pozostać blogerami, bo przecież nie mogą się równać z… No właśnie, z kim? Z L.E James? Ze Stephenie Meyer? Z Olą Ból?! Najczęściej nie mogą się równać z Rowling, szczególnie te jednostki, które mają zdecydowanie lepszy styl od niej, a w każdym razie od jej tłumacza na pewno. Przy okazji jeśli Ciebie nie interesuje tkwienie do samej Apokalipsy na blogasiu, mają Cię za świra. Wierzą w tajemniczą siłę zwaną Weną, której składają krwawe ofiary z komarów (a w każdym razie mówią o niej w taki sposób, jakby faktycznie wymagała ofiar) i brak tej siły, kiedy pisali rozdział, traktują jako usprawiedliwienie wszystkiego, nawet pisania „w każdym bądź razie”. Swoją drogą, za nimi wszystkimi włóczy się stado „bet”, które w sumie nie wiem, od czego są, ale bez nich, blogerzy nie potrafią nawet ugotować wody na herbatę.
No i nie wspomniałam o jeszcze jednej sprawie, mianowicie o tym, że wszystkie takie Anje mają za mało roboty w domu (w sumie w gimnazjum też miałam sporo czasu), więc łażą po blogach i smęcą. Znajdą w Twoim tekście jedno słowo, którego się uczepią i będą drążyć. Mają ciężką alergię na powtórzenia (na te zamierzone też) i wszędzie, gdzie mogą, polecają Ci słownik synonimów. O słowniku synonimów to przeczytałam kiedyś taki żarcik:
Żona: Kochanie, jak wyglądam?
Mąż: *look do słownika synonimów na słowa, których można użyć zamiast „fajnie”: zacnie, srogo, bosko, klawo, grubo…* Grubo.
Moim zdaniem, powinny się te Anje wszystkie zebrać do kupy i z pomocą polecanych przez siebie słowników (wspominałam, że przynajmniej połowy z mojej czterdziestopozycyjnej listy nie da się nigdzie dostać?) stworzyć Wielki Słownik Irytująco Górnolotnych Wyrażeń, Którymi Możesz Rzucać Na Prawo I Lewo, Bo Mądrze Brzmią I Co Drugi Bloger/Forumowicz I Tak Nie Wie, Co Znaczą.

No, a teraz koniec tematu. Zaprezentuję Wam moje zdjęcie z warsztatów łuczniczych i idę jeść obiad ;]

Tak, to ja. Trafiłam w środek i zgromadzeniu uznali, że trzeba to uwiecznić, bo więcej mi się nie uda XD

Piszcie, rozwijajcie się twórczo… i zaglądajcie do słowników. Bo trzeba ;]
Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Niepokojące. Ostatnio umiem gadać tylko o sobie. Ale skomentuję, chociaż połowa zdań, które przy czytaniu cisnęły mi się do głowy już uleciała.

    Znamy takie Anje, znamy. I są one irytujące. Trafiła mi się kiedyś taka, która robiła w dialogach karygodny błąd - nie oddzielała wypowiedzi bohatera od dopowiedzenia narratora "- Jak mogłeś! Karolina rzuciła się na chłopaka z płaczem." Zwróciłam jej na to uwagę. Na to ona zaczęła mi kazać "nauczyć się ortografii, a nie wyjeżdżać jej z jakimiś myślnikami!" dziękuję, nie mam więcej uwag. Zostawiam taką Anję z jej błędami.

    Do mnie się nie odnosi? Uff... Teoretycznie nie poczuwam się do bycia Anją, ale kto wie, jakie sprawiam wrażenie?

    OdpowiedzUsuń
  2. No zaznaczyłam, żeby nikt się nie doszukiwał jakichś ukrytych aluzji do niego, bo ich nie ma... a w każdym razie do stałych czytelników ;] A ostatnio zdarza mi się coraz więcej nieporozumień, bo ktoś czegoś nie dosłyszy/nie doczyta i to ja jestem ta zUa XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza fala yaoistyczna w Blogspocie nadeszła.
    Ostateczne czasy nastały.
    Musimy bronić swego domu, by nikt nie wchodził buciorami i komentarzami które są zbyt złe by uznać je za pisane ludzkimi palcami. Chwyćmy nasze pióra i miecze. Zgromadźmy całą broń jaką mamy i pozbądźmy się tych strasznych istot z naszego podwórka.

    A tak poza tym xD:
    Dawno nie zaglądałem, cieszę się, że wciąż dajesz mi te chwile wyzwolenia od nudy.

    OdpowiedzUsuń
  4. jakby co to mój komentarz był tylko konto zmieniam xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No przecież jeszcze pamiętam, jak się nazywasz ;] poza tym domyśliłabym się po stylu XD

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy