***Oświadczam, iż post
nie odnosi się do ŻADNEGO z moich czytelników ani autorów blogów, które
obserwuję***
Witam
państwa ;]
Wpis
oczywiście miał być wcześniej, ale jakoś zabrakło mi chęci do napisania
czegokolwiek. Wczoraj wieczorem chęć do pisania ni z tego ni z owego wróciła, ale
nie wiem, czy to do końca dobrze. Niechcący zrobiłam z ulubionego bohatera
mordercę, a przyrzekam, że nie chciałam! Miałam zamiar tylko wpakować gościa na
trochę do więzienia, żeby mi zbytnio nie przeszkadzał, a narobiłam mu niezłego
smrodu w reputacji. Za dużo kryminałów chyba… Niemniej dawka porządnego
kryminału na początek dnia to dobra rzecz, polecam wszystkich, którzy mają
kłopoty z obudzeniem się. Kiedy próbujesz rozkminić, kto naprawdę zabija i
dlaczego policjanci się mylą, raczej nie chce się spać. Przy okazji współlokatorka
zastanawiająca się, w co się ubrać, też pomaga w dobudzeniu się ;] Lepiej niż
kawa, mówię Wam.
A
dzisiaj sobie popiszę na taki lajtowy temacik, na który natchnęły mnie
dzisiejsze zajęcia z lingworealioznawstwa. Poprzednie zresztą też były dość natchnieniogenne…
Swoją drogą, wiecie, że Word nie ma w słowniku wyrazu „lingworealioznawstwo”?
UO poczuł się obrażony ;]
W
każdym razie, żeby nie przeciągać gadaniny wstępnej (którą pewnie najbardziej
lubicie), wyjaśniam, o co chodzi. Zatem przedmiot ten prowadzi człowiek,
którego tak uwielbiam słuchać, że byłabym najszczęśliwsza na świecie, gdyby
prowadził wszystkie zajęcia. Byłaby średnia 8.5, jak to określiła Marta, bo na
jego zajęciach po prostu nie da się nie uważać. Gość jest niesamowity, mam
wrażenie, że mówiłby ciekawie nawet o zanieczyszczeniach gleby na południowym
wschodzie Zimbabwe. Oprócz tego mamy inny przedmiot na podobny temat. Rzecz
nazywa się „kultura wypowiedzi”, a treść konwersatorium niekoniecznie ma powiązanie
z nazwą przedmiotu. No, chyba, że dyktowanie nam listy czterdziestu różnych
słowników przez całe zajęcia miało jakiś ukryty sens, a ja tego nie
zrozumiałam. Że nie zrozumiałam jakiegoś sensu to w sumie bardzo logiczny argument,
bo pewnie wielu sensów w życiu nie zrozumiałam i nawet tego nie zauważyłam… W
każdym razie najpierw człowiek dostaje w łapki ultradługą listę słowników, z
których ma korzystać, a na następny dzień słyszy, że w Polsce to właściwie nie
ma słownika wartego polecenia. Co masz myśleć, jeśli osoby, która podyktowała
Ci listę słowników praktycznie nie znasz, a ktoś, kto powiedział, że nie ma
dobrych słowników ma u Ciebie spory autorytet? Oczywiście uwierzysz doktorowi
M., bo wiesz dobrze, że jak on coś powie, to staje się to prawem. Ale tak w
sumie to nie o tym chciałam pisać.
Chciałam
się skupić na… naszej kochanej blogowo-forumowej bohemie, która zawsze wszystko
wie i w ogóle każdy w niej pisze najlepiej na świecie. No i rzecz jasna o
znamiennej dywizie „weź zajrzyj do słownika”, nieśmiertelnym haśle,
oznaczającym mniej więcej „nie chcę tłumaczyć ci, co jest źle, bo właściwie
sam(a) nie wiem, ale na pewno jest źle”.
Jest
moi drodzy parę osób, a może i paręnaście, które gdziekolwiek się nie znajdą,
muszą się do czegoś przyczepić, a robią to w tak koszmarnie irytujący sposób,
że aż mi od tego skóra cierpnie. Do tego nie czepiają się bynajmniej autora,
lecz komentujących i to w sposób ewidentnie sugerujący, że nie mają pojęcia, o
czym piszą. Ostatnio przytrafiło mi się przeczytać odpowiedź na mój komentarz,
w którym napisałam, że pisanie to ciężka praca i że przyjemność z tego mają
dopiero ci, którzy już coś wydali i
potrafią już dobrze pisać. Oczywiście nie chodziło mi o to, że pisanie ma być
potworną męką, ale nie jest też przyjemną zabawą, bo nie ukrywajmy, że
napisanie czegoś dobrego nie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Swoją drogą
mylenie pracy z męką też nie jest zbyt zdrowym objawem, bo praca w końcu
każdego czeka, a skoro jest synonimem męki to bardzo fajnie, że do 67 roku
życia czekają nas katusze ;] Ale znowu nie na temat. W każdym razie osoba
napisała, że większość blogowych autorów pisze wyłącznie dla własnej
przyjemności, a jeśli tak nie jest to powinnam się zająć czymś innym. I to jest
chyba klucz do całej sprawy.
Blogerka,
nadajmy jej jakiś nick… no, powiedzmy, że niech roboczo będzie Anją (Ania jest
zbyt pospolite, wiecie w czym rzecz *mrugam do Was*). Otóż Anja, lat
czternaście i siedem miesięcy, oceniająca, grafik, autorka dwóch opowiadań. W
rzeczywistości jest niska i chuda, czasami zdarzy jej się pójść do szkoły,
gdzie nikt jej nie rozumie, nauczyciele to stare pryki, które nie mają pojęcia
o przedmiotach których uczą (szczególnie baba z polaka, która sama nie czytała
tych lektur) i w ogóle jeden syf, bo to gimnazjum. Ateistka, bo na świecie są
wojny, a dzieci w Afryce głodują, co jest dla niej wystarczającym dowodem na
nieistnienie Boga. O swoim ateizmie mówi Ci coś koło drugiej minuty rozmowy. Co
pisze? No, fanfiction o Harrym Potterze, gdzie Harry i Draco to szczęśliwa
para. Drugie też fanfiction, niech będzie Dramione, żeby nie było, że uwzięłam
się na yaoistki ;] Jak wspominałam, ocenia blogi. Bardzo powszechne i coraz
bardziej wkurzające. Pomijając fakt, że sama właśnie kończę swoją działalność
na ocenialniach (zostały mi trzy blogi w kolejce, oł je), a wcześniej bardzo to
lubiłam… Ocenialnie się popsuły. Dopuszczają do znęcania się nad innymi blogami
coraz mniej doświadczone i mniej godne zaufania osoby, a poza tym robią niewybaczalny
błąd – mają się za nieomylne. A jeśli ktoś się z czymś nie zgodzi, udają, że
przeczytali wszystkie słowniki świata, więc wiedzą. Swoją drogą, dzieci,
odsyłanie kogoś do pozycji, której się samemu nie przeczytało jest dość
ryzykowne… może się wydać, bo nie każdy się obrazi, niektórzy faktycznie do
poleconej przez Was książki zajrzą. No, chyba, że potraficie dyskutować o
rzeczach, o których nie macie pojęcia ;] Ale zostawmy ocenialnie i wróćmy do
Anji. Jej rozległa działalność zakrawa również o gwałcenie poczucia estetyki
zgromadzonych robienie szablonów. Szablonów, na których pełno jest piórek,
zegarków i kobiecych buziek, które w sumie do niczego nie pasują, ale podobno
ładnie wyglądają. Graficzki (swoją drogą, gdzie na tym całym blogspocie znajdę
panów? blogosferę zdominowały kobiety, czy jak?) wychodzą z mylnego założenia,
że każde opowiadanie ma główną bohaterkę, więc ryjec w szablonie może być. Na
domiar złego, nasza Anja udziela się też na całej masie forów literackich
(powinno się im nadać nazwę raczej „pseudoliterackich”, bo większość tworów na
nich nie ma wiele wspólnego z dziełami literackimi), gdzie wszystkich się
czepia, w wszyscy czepiają się jej. Przy tym przynajmniej piętnaście razy
dziennie udziela komuś rady o treści „zajrzyj do słownika”.
Znacie
takie Anje? Na pewno znacie, jeśli siedzicie na blogspocie trochę dłużej.
Wydaje mi się, że się wykluły w czasie masowej migracji blogerów z onetu. Bo na
blogspocie nie ma już blogasków, są za to pseudointelektualiści z ciężką
ryjcomanią. Nie mierzą za wysoko. Cechuje ich swoisty dekadentyzm: Moim największym marzeniem jest wydanie
książki, ale nigdy nic nie wydam, bo przecież ci, którzy się wydali to bogowie.
To ludzie, po których widać, że mają zamiar do końca życia pozostać blogerami,
bo przecież nie mogą się równać z… No właśnie, z kim? Z L.E James? Ze Stephenie
Meyer? Z Olą Ból?! Najczęściej nie mogą się równać z Rowling, szczególnie te
jednostki, które mają zdecydowanie lepszy styl od niej, a w każdym razie od jej
tłumacza na pewno. Przy okazji jeśli Ciebie nie interesuje tkwienie do samej
Apokalipsy na blogasiu, mają Cię za świra. Wierzą w tajemniczą siłę zwaną Weną,
której składają krwawe ofiary z komarów (a w każdym razie mówią o niej w taki
sposób, jakby faktycznie wymagała ofiar) i brak tej siły, kiedy pisali
rozdział, traktują jako usprawiedliwienie wszystkiego, nawet pisania „w każdym
bądź razie”. Swoją drogą, za nimi wszystkimi włóczy się stado „bet”, które w
sumie nie wiem, od czego są, ale bez nich, blogerzy nie potrafią nawet ugotować
wody na herbatę.
No
i nie wspomniałam o jeszcze jednej sprawie, mianowicie o tym, że wszystkie takie
Anje mają za mało roboty w domu (w sumie w gimnazjum też miałam sporo czasu),
więc łażą po blogach i smęcą. Znajdą w Twoim tekście jedno słowo, którego się
uczepią i będą drążyć. Mają ciężką alergię na powtórzenia (na te zamierzone
też) i wszędzie, gdzie mogą, polecają Ci słownik synonimów. O słowniku
synonimów to przeczytałam kiedyś taki żarcik:
Żona: Kochanie, jak
wyglądam?
Mąż: *look do słownika
synonimów na słowa, których można użyć zamiast „fajnie”: zacnie, srogo, bosko,
klawo, grubo…* Grubo.
Moim
zdaniem, powinny się te Anje wszystkie zebrać do kupy i z pomocą polecanych
przez siebie słowników (wspominałam, że przynajmniej połowy z mojej
czterdziestopozycyjnej listy nie da się nigdzie dostać?) stworzyć Wielki
Słownik Irytująco Górnolotnych Wyrażeń, Którymi Możesz Rzucać Na Prawo I Lewo,
Bo Mądrze Brzmią I Co Drugi Bloger/Forumowicz I Tak Nie Wie, Co Znaczą.
No,
a teraz koniec tematu. Zaprezentuję Wam moje zdjęcie z warsztatów łuczniczych i
idę jeść obiad ;]
Tak,
to ja. Trafiłam w środek i zgromadzeniu uznali, że trzeba to uwiecznić, bo
więcej mi się nie uda XD
Piszcie,
rozwijajcie się twórczo… i zaglądajcie do słowników. Bo trzeba ;]
Pozdrawiam!
Niepokojące. Ostatnio umiem gadać tylko o sobie. Ale skomentuję, chociaż połowa zdań, które przy czytaniu cisnęły mi się do głowy już uleciała.
OdpowiedzUsuńZnamy takie Anje, znamy. I są one irytujące. Trafiła mi się kiedyś taka, która robiła w dialogach karygodny błąd - nie oddzielała wypowiedzi bohatera od dopowiedzenia narratora "- Jak mogłeś! Karolina rzuciła się na chłopaka z płaczem." Zwróciłam jej na to uwagę. Na to ona zaczęła mi kazać "nauczyć się ortografii, a nie wyjeżdżać jej z jakimiś myślnikami!" dziękuję, nie mam więcej uwag. Zostawiam taką Anję z jej błędami.
Do mnie się nie odnosi? Uff... Teoretycznie nie poczuwam się do bycia Anją, ale kto wie, jakie sprawiam wrażenie?
No zaznaczyłam, żeby nikt się nie doszukiwał jakichś ukrytych aluzji do niego, bo ich nie ma... a w każdym razie do stałych czytelników ;] A ostatnio zdarza mi się coraz więcej nieporozumień, bo ktoś czegoś nie dosłyszy/nie doczyta i to ja jestem ta zUa XD
OdpowiedzUsuńPierwsza fala yaoistyczna w Blogspocie nadeszła.
OdpowiedzUsuńOstateczne czasy nastały.
Musimy bronić swego domu, by nikt nie wchodził buciorami i komentarzami które są zbyt złe by uznać je za pisane ludzkimi palcami. Chwyćmy nasze pióra i miecze. Zgromadźmy całą broń jaką mamy i pozbądźmy się tych strasznych istot z naszego podwórka.
A tak poza tym xD:
Dawno nie zaglądałem, cieszę się, że wciąż dajesz mi te chwile wyzwolenia od nudy.
jakby co to mój komentarz był tylko konto zmieniam xD
OdpowiedzUsuńNo przecież jeszcze pamiętam, jak się nazywasz ;] poza tym domyśliłabym się po stylu XD
OdpowiedzUsuńStyl przede wszystkim xD
OdpowiedzUsuń