Witam
;]
Przyjemny
wieczór, tak sobie siedzę, słonko mi świeci z okna w lustro i z lustra w oczy.
Herbatka wielosmakowa własnej roboty okazała się trochę mdła i właśnie myślę,
skąd by tu wytrzasnąć cytrynę… Z dworu leci muzyka, bo się jacyś samozwańczy
DJe dorwali do sprzętu grającego. Przyjemny wieczór.
Tak
się zastanawiałam, o czym ma być dzisiaj wpis. Zastanawiałam się, czy by nie
napisać czegoś w rodzaju odpowiedzi na ostatniego posta Emilyanne, ale jakoś
tak zrezygnowałam z tego pomysłu. Będzie pisanie o pisaniu, ale o czym innym ;]
Jak
wiecie, jakiś czas już siedzę na blogspocie, gdzie problem, który zamierzam
poruszyć, jest aż nadto widoczny. Ale nie tylko tu i wcale nie tu się zaczął.
Właściwie to mieli to już uznani, szanowani pisarze, szczególnie Sienkiewicz i
Orzeszkowa. Domyślacie się, o czym mowa? Nie? To ja Wam powiem.
Chodzi
o to, co jest za długie.
Dobra,
jeśli chodzi o moją pisaninę, to już jest tego dużo, a to nawet nie połowa, ale
w sumie to nie o to mi chodzi. Lubię grube książki, które nie kończą się ledwo
po rozpoczęciu. Ale bardzo często zdarza mi się trafić na coś potwornie
długiego, czego po prostu nie da się czytać, takie jest długie. Bardzo dobrą politykę
w tym kierunku prowadzi halska, wprowadzając konkretne ograniczenia objętości
tekstu. Jasna sprawa, że ograniczenie do sześciu stron maszynopisu
znormalizowanego to absurd, ale czasami myślę, że jakiekolwiek ograniczenie
jest KONIECZNE.
Nie
potrafimy się wszyscy streszczać i spod naszych piór, czy raczej w tych czasach
spod klawiatur, wychodzą długaśne, przegadane twory poprzetykane masą zbędnych
elementów. I tak się czasem zastanawiam, po co to wszystko? Czyżbyśmy wszyscy
szli na ilość zamiast na jakość? Szczególnie mnie to bolało, kiedy oceniałam
blogi. To naprawdę nie jest takie proste przeczytać paręnaście długich na
dwadzieścia stron rozdziałów, zwłaszcza, kiedy fabuła cię nie wciąga. A nie
wciąga, bo jest przegadana i nudna. Na jakiego bloga bym nie weszła, tam
zobaczę rozdział, którego nie mam ochoty czytać już w momencie oszacowania jego
długości. Zdarza się, że taki rozdział jest jak najbardziej w porządku, ale…
ale po co?
Po
co rozwlekać (tak, rozwlekać) na dwadzieścia i więcej stron rozdział, który
spokojnie zmieściłby się na ośmiu do dziesięciu? Z takiego rozwlekania nie
wynika raczej nic dobrego. Bzdurne dialogi o niczym to jeszcze najmniejszy
problem. Takie zresztą nawet lubię i czasami myślę, że trzeba, aby postacie
porozmawiały ze sobą „nie na temat”, bo ludzie tym się właśnie charakteryzują,
że rozmawiają o pierdołach. Znacznie gorsze od takich bezcelowych dialogów są
długie, okropnie drętwe opisy. Przyznaję się bez bicia, że w „Potopie” czytałam
prawie tylko dialogi, bo cała reszta przyprawiała mnie o ból mojego tfurczego
serca. Wiadomym jest, że opisy są bardzo potrzebne, muszą być bogate,
plastyczne i pobudzające wyobraźnię. Natomiast jeśli chodzi o tfurczość blogową
bywa z tym naprawdę źle. Króluje grafomania i jakiś kompleks wielkości i
dochodzi do takiego schizu, że człowiek nie potrafi zapisać dialogu tak, żeby
po każdej wypowiedzi nie pisać dziesięciu linijek pierdół, które nie wnoszą nic
do fabuły. Jestem absolutnie pewna, że da się napisać miniaturkę na dwie, trzy
strony, gdzie będzie zawarte wszystko, co trzeba, fabuła będzie wciągająca i
nieprzegadana. Jestem pewna, że każdy, kto pisze te absurdalnie długie taśmowce
potrafiłby coś takiego napisać.
Hej,
blogowi autorzy! Alu rzuca Wam wyzwanie. I przy okazji sobie też. Zacznijmy
kończyć z rzeczami za długimi, bo w końcu zamienimy się w takie ględy, jak
jedna pani ode mnie z parafii, która uwielbia składać księżom podziękowania i
życzenia i kiedy się pojawia na horyzoncie, cała służba liturgiczna zwiesza
głowy z cichutkim „o nie…”. Bo parafianie to sobie chociaż mogą czasem usiąść i
się zdrzemnąć XD My z kumpelą liczymy tylko, ile było idealnych momentów na
zakończenie gadaniny, a ktoś kiedyś zaczął w takim momencie klaskać. Nader
wymowne.
Nie
pozwólmy, aby w naszych tekstach dało się wskazać dziesiątki niepotrzebnych
słów i idealnych momentów na zakończenie!
Dziękuję
za uwagę ;]
Pierwszy!
OdpowiedzUsuńWiesz, co? Ja bym tam nie przesadzał z tymi ograniczeniami też za bardzo, bo jeszcze się stanie jak w "451 stopni Fahrenheita" xD
Z tego co pamiętam to ty Alu, jesteś z tej samej parafii co ja. Masz rację co do służby liturgicznej, spuszczamy głowę i krzyczymy wewnętrznie, by ta męka się już zakończyła, nasze biedne nogi krzyczą także ._.
Wiesz o co mi chodzi, stać dwie godziny w miejscu nie ruszać się praktycznie nie móc oprzeć, a potem już przy końcówce najtrudniej ;)
Choć, też znam pewną książkę której strawić z powodu długości i drętwości tekstu się nie da przeczytać. (A jak ci się uda to wtedy, okazuje się, że jest następna cześć o podobnej długość D:)
No nic, to teraz jeszcze cię tylko serdecznie pozdrawiam.
Znowu nick zmieniłeś? XD
UsuńNo, pewnie doskonale wiesz, o której pani mowa... Tylko na blogu raczej nie używam niczyich personaliów ;]
Takich książek jest bardzo dużo. Za dużo.
Również pozdrawiam!
Magia internetu, w nim nikt nie wie że jest się pokrytym łuską potworem który chce pozjadać czyjeś narządy wewnętrzne, nikt! XD
UsuńJestem zmienny niczym wiatr, to dlatego zmieniam nick, nie z powodów powyższych, a może i przez ten powód >:3
Ale kontynuując jak tam idą studia jakoś ciężko, czy może z górki już?
I jeszcze jedno pytanie: Poznałaś mnie po chaotycznym poście, prawda? xD
Nie, po parafii XD
UsuńStudia nieźle, ale nadchodzi obsesja letnia...
Takie książki są faktycznie wkurzające. Sienkiewicz mnie pod tym względem mocno irytuje. Jak omawialiśmy "Quo vadis" to nie mogłam już wytrzymać - przez trzysta stron Winicjusz jęczał za tą swoją Ligią. Potem było czytało się już lepiej, ale jak dla mnie ten wątek był mocno rozwleczony. Ciągle tylko o tym jak to on jej pragną, jak tęsknił, jak był biedny w tym cierpieniu.
OdpowiedzUsuńDo opowiadań blogowych nie mam ostatnio siły - ani pod względem pisania, ani czytania. Jak po wejściu na bloga za długo muszę przewijać, żeby dojść do końca to mi się z miejsca odechciewa czytać.
Ja ostatnio wolę pisać krótkie opowiadania, zazwyczaj w zamyśle mają nasuwać jakieś refleksje. Zapisuje je w zeszycie, żeby mi nie przyszło do głowy opublikować. Mam wrażenie, że za mało znam życie żeby pisać takie teksty, ale czasem mam potrzebę coś takiego z siebie wyrzucić. I często ma to od dwóch do czterech, może czasem sześciu stron (przeliczając strony zabazgrane w zeszycie...) I czasem się zastanawiam, czy nie są za krótkie, ale w sumie jest tam wszystko co chciałam nabazgrać.
Chciałam jeszcze coś napisać, ale wątek mi uleciał. Nie będę rozwlekać ;]
I tak wszystko na głowę bije "Nad Niemnem".
UsuńI później tak się ludzie nauczą takiego myślenia: pisz bez sensu i opisuj każdą chmurę osobno, żeby było duuuuuużo opisów i jak najmniej dialogów, bo dialogi są zUe!
Co do blogasków, to ostatnio mi się tak bardzo nie chce czytać opowiadań, że zwykle tego nie robię, jest tylko parę wyjątków. A jak już przeczytam, to mi się nie chce komentować. Szczególnie, kiedy pod rozdziałem jest już ileś tam komentarzy i mój nie wniesie nic nowego, bo nie lubię powtarzać po ludziach. Od opowiadań zdecydowanie wolę takie blogi, jak nasze, gdzie są poruszane jakieś kwestie i można otworzyć dyskusję. Albo przytoczyć przykład z własnego życia. A najbardziej ze wszystkiego to lubię ostatnio komiksy XD
Dzięki za komć ;]
Krzyżacy i Potop to zdecydowanie przesada była... ekhm XD Wiesz, tak trochę nie na temat, ale strasznie mnie wkurza, że za lektury do szkół dają grube, zupełnie nieinteresujące młodzieży księgi, które ostatecznie zaczyna się rozumieć dopiero wtedy, kiedy nauczyciel łaskaw będzie omówić i wytłumaczyć. Popieram długie książki, ale tylko pod warunkiem, że trafiają w czyjekolwiek gusta i że nikt nie zmusza nikogo do ich czytania.
OdpowiedzUsuńA tak a propos bezużytecznych scen, powiem szczerze, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Ja na przykład wszystko zawsze muszę przemyśleć i jeśli scena wydaje się pianą w dziurze, to znaczy, że ma jakieś drugie dno. Tylko że ludzie zaczynają rozumieć to dopiero wtedy, kiedy ujawniam sekret, którego scena dotyczyła. XD
Co do pierwszej kwestii... Nie tylko Ciebie to wkurza. To kwestia tego, że literatura się starzeje. Nie mówię, że o Krzyżakach i Potopie należy zapomnieć, ale może trzeba zacząć omawiać również literaturę współczesną. Bo tak bez końca rozdrabniamy przeszłość, a teraźniejszość nam przechodzi koło nosa i nawet na nią nie patrzymy... A poza tym zmuszeni do czegoś, automatycznie się na to blokujemy. Przeczytaj sobie Lalkę, Zbrodnię i Karę, Mistrza i Małgorzatę, ale z własnej woli. Świetne książki, a zrobiono im taką krzywdę, że są lekturami...
UsuńA sceny-zapchajdziury też są na swój sposób potrzebne. Ale lepiej, jeśli tą zapchajdziurą jest scena, a nie jakiś irytująco zbędny opis niewiadomoczego.
W zupełności zgadzam się z tym tekstem. Mam tylko dwie lektury faworytów - " Ludzi bezdomnych" i " Przedwiośnie" reszta jakoś niespecjalnie przypadła mi do gustu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i gratuluję bloga.