Gdybyś
tylko wiedziała, dlaczego. Gdybyś miała jakiekolwiek szanse…
Biegniesz
z nimi, wszyscy biegną. Zakręt, schody, drabina, jakieś wrzaski. Gdybyś tylko
wiedziała… Przerażeni i zrozpaczeni, przepychają się i krzyczą, każdy chce biec
jak najbardziej z przodu. Smagnięcie bata na plecach wyciska łzy z twoich oczu,
ale nie zatrzymujesz się. Musisz biec dalej. Wiesz, że jeśli się zatrzymasz,
obejrzysz za siebie, stracisz czas w dowolny sposób… będziesz zgubiona! Gdybyś
tylko wiedziała dlaczego…
Jest
ich trzech. Wyżsi od was, ciemni na twarzach, ich niemalże białe włosy są
rzadkie i długie. Oczy im świecą, skóra lśni przerażająco. Błyskają do was
czerwonymi zębami. I chcą zabić. Wszystkich. Nie ciebie bezpośrednio i nie
chłopca, który biegnie zaraz za tobą, błagając cię, byś na niego zaczekała. Oni
nie widzą w was jednostek. Jesteście dla nich bydłem, które okrutnie zapędzają
w dół, napawając się jego paniką. Żywią się strachem. Napawają się nim i
delektują. Ich białe płaszcze są cienkie i zwiewne, powiewają za nimi jak
zawieszona wiatrem na drzewie reklamówka. Uzbrojeni w baty i pistolety mają nad
wami przewagę.
Wy
jesteście mali, bezbronni i nadzy. Nie macie nic. Stłaczacie się ciasno na
środku betonowego placu, na który was zapędzili. Pod wami w oddali majaczy
gdzieś ląd, a betonowy sufit nad wami podtrzymują grube filary. Nie macie
pojęcia, że są puste w środku. Ani, że ktoś postanowił je zburzyć. Na środku placu
stoi najcieńszy z filarów. Na wysokości nadgarstków przeciętnej wysokości
człowieka ktoś przytwierdził do niego dwie, metalowe obejmy.
Zagradzają
wam jedyną drogę ucieczki – schody na dół. Jeden z nich przybliża się do was.
Jest wyższy i silniejszy niż najsilniejszy z was. Jesteście mali, chudzi i
bezsilni jak dzieci. Ojciec, pragnący bronić dwójki dzieci występuje naprzód, a
on chwyta go gwałtownie za kark i ciągnie do filaru. Mężczyzna krzyczy, ale
jego krzyki na nic się nie zdają. Metalowe obręcze zaciskają się bezlitośnie na
jego chudych nadgarstkach, a jego dzieci płaczą z dojmującej bezsilności.
Wiedziona impulsem chwytasz ich drobne ręce i ciągniesz w środek grupy. Trzy
trzaśnięcia batem i wasz niewielki tłum znów zaczyna biec, popędzany
uderzeniami. Filary sufitu nad wami pękają, betonowy dach spada. Zdążyliście
wszyscy uciec i tylko ojciec dzieci ginie, pozbawiony możliwości ratowania
życia.
Gdybyś
tylko wiedziała, dlaczego! Biegniesz, ciągnąc za sobą dzieci. Lód w twoim
wnętrzu nie topi się, przerażenie zamraża twoją krew. Dlaczego, dlaczego,
dlaczego?!
Kolejna
ginie starsza kobieta. Nikt nie błagał o jej życie. Tobie zależy tylko na tym,
by dzieci uszły cało. Nie wiesz nawet, jak ma na imię dziewczynka, ściskająca
do bólu twoją dłoń, ale bez wahania oddałabyś za nią życie. Chłopiec, biegnący
za tobą płacze i woła ojca. Niech przestanie! Niech przestanie!
Schody,
betonowy plac, czyjaś śmierć. Schody, plac, śmierć. Schody, plac, śmierć.
Odbierają
ci dziewczynkę. Padasz na kolana, przewrócona siłą oprawcy. Po twoich
policzkach nie płyną łzy, krzyczysz tylko ile sił w płucach.
-
Weź mnie! Weź mnie, nie ją!
Nie
rozumie twoich słów. Gdyby rozumiał, może by i usłuchał, ale on nie wie, co
mówisz. Chwytasz jego płaszcz, który oblepia ci palce, jak lepka folia i nie
umiesz już go puścić. Błagasz o życie dziewczynki. Jest za mała, chude ręce
wypadają z obręczy. Błysk twojej nadziei trwa tylko przez chwilę. Na taką
okoliczność mają sznur i to nim przywiązują małe ręce do filara.
-
NIE! – twój rozpaczliwy wrzask znajduje odpowiedź jedynie w kopniaku w twarz.
Upadasz na zimny beton, usta masz pełne krwi.
-
Nie, nie, nie… - błagasz szeptem, ale ludzie, którzy przebiegają po tobie gnani
przerażeniem, nie słyszą twoich słów. Wreszcie ktoś lituje się nad tobą.
Podnosi cię z ziemi i ciągnie za rękę po schodach w dół.
-
Nie! – powtarzasz głośniej. Chcesz z nią zostać, nie możesz jej zawieść. Nie teraz,
kiedy ona jest taka samotna i wystraszona! Dlaczego ma zginąć sama, opuszczona,
pozbawiona szans na ucieczkę? Dlaczego?!
Nie
masz sił dłużej walczyć, dajesz się zwlec po schodach jak szmaciana kukła.
-
Nie… nie… - błagalne prośby są lepkie od gęstej krwi, sączącej się z twoich ust
i nosa i kapiącej leniwie na schody. Głuchy łoskot informuje cię beznamiętnie o
śmierci dziewczynki.
Nie
możesz już nic dla niej zrobić i nie mogłaś ani przez chwilę. Ocierasz w biegu
twarz, nie puszczając ręki, która wciąż wlecze cię w dół. Zatrzymujecie się
znowu. Wrzaski, błagania, szczęk obręczy. I jeszcze trochę wrzasków. On
przytrzymuje cię w pionie i pozwala oprzeć głowę o swoje ramię. Jest silny i
wysoki, ale nie wierzysz, że cię ochroni. Zginie, jak wszyscy, jesteś tego
pewna. Nie masz siły płakać i dławisz się własnym szlochem, a on tłumaczy ci po
cichu, że nie możesz nic zrobić dla tych, którzy giną, ale musisz być silna dla
tych, którzy przeżyją do końca tego makabrycznego biegu.
Chwilę
później gnacie dalej, nie puszczając swoich dłoni.
Schody,
plac, śmierć. Schody, plac, śmierć. Gdybyś tylko wiedziała, dlaczego…
NIE!
Tylko nie on, nie on, nie zabierajcie go! Jeden z tamtych rozrywa uścisk
waszych dłoni, ale ty walczysz. Chwytasz go ponownie i ciągniesz do siebie.
Tamten jednym ruchem łamie mu rękę, która staje się bezwładna i bezsilna. On płacze
z bólu. Taki silny, taki odważny, teraz kwili jak niemowlę. Odwracasz wzrok od
jego wykrzywionej cierpieniem twarzy i rzucasz się do przodu. Nie dasz go
zabić!
-
Uciekaj… - szepcze łamiącym się głosem, kiedy kajdany zaciskają się na jego
nadgarstkach. – Uciekaj, proszę!
Potrząsasz
gwałtownie głową. Zostaniesz przy nim. Jeśli ma zginąć, nie zostawisz go… Jak
jeszcze daleko? Kiedy tamci ludzie wreszcie się wydostaną? Ludzie znowu
zaczynają biec, a on błaga cię, byś biegła z nimi. Jeden z oprawców odrywa cię
od filara i rzuca na ziemię. Nie umiesz wstać, choć próbujesz ze wszystkich
sił.
-
Uciekaj, uciekaj! – słyszysz płaczliwy głos nad sobą. Gdybyś mogła uciekać…
Trzask bata, a potem potworny ból w plecach. I jeszcze raz, i jeszcze.
Podnosisz się i upadasz pod kolejnym uderzeniem.
-
Dajcie jej uciec! – krzyczy rozpaczliwie. – Pozwólcie jej!
Na
twojej twarzy łzy mieszają się z krwią i tworzą razem rozcieńczone plamy na
betonie. Pierwszy trzask filarów budzi w tobie instynkt samozachowawczy. Ledwo
udaje ci się doczołgać do schodów. Spadasz z nich zamiast zbiegać, ale
przynajmniej przez chwilę jesteś bezpieczna. Kolejny głuchy łoskot.
-
Nie, nie… - szepczesz sama do siebie, kuląc się gdzieś pośród ludzi, coraz
bardziej obojętnych na śmierć towarzyszy. Tym razem przykuwają do filara młodą
dziewczynę o czarnych włosach. Wcześniej wybili jej oko, została po nim tylko
krwawa dziura. Krew płynie po bladym obliczu i spływa niżej, po szyi, dekolcie,
piersiach…
Rozlegają
się trzaski, a ludzkie stado bydła rusza dalej. Jesteś zbyt słaba, by biec i
tylko wleczesz się za nimi, ledwie przytomna z bólu. Nie protestujesz i nie
walczysz, kiedy przychodzi kolej na ciebie. Nikt nie prosi o łaskę dla ciebie,
kiedy na twoich rękach zaciskają się boleśnie metalowe obręcze. W nozdrza
uderza cię zapach powietrza, kolejne schody prowadzą na wolność, jesteś
ostatnia. Byłaś tak blisko… Szarpiesz się przy filarze, lecz nie dajesz mu
rady. Nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Ludzie wiedzą to samo, co ty, ale oni mają
jeszcze szansę, a ty nie. Biegną radośnie w stronę świeżego powietrza. Wiwatują
i śmieją się. Przeżyli, są wolni! Tak, tak, tak! Żal wzbiera w tobie stopniowo
i dusi cię jak wąż.
Co?
Wszyscy znaleźli się na zewnątrz zanim trzasnęły filary. Po pierwszym trzasku
usłyszałaś coś innego… Przerażony wrzask i serię strzałów. Zginęli. Zastrzeleni
w chwili, w której tak bardzo cieszyli się zakończeniem swojego koszmaru…
Z
twojego gardła mimo twojej woli wydobywa się histeryczny, szyderczy śmiech.
Rozluźniasz się, opadasz niżej w swoich więzach. Głowę odchylasz do tyłu, wciąż
się śmiejąc i jednocześnie krztusząc własną krwią. Śmiech nie zamiera na twoich
wargach, gdy filary łamią się wreszcie, a kilka ton betonu leci w twoją stronę,
by cię zabić.
Gdybyś
tylko wiedziała, dlaczego. Gdybyś miała jakiekolwiek szanse…
Mam
nadzieję, że za bardzo nikogo nie przeraziłam? Mam takie sny niemal co noc. Na
szczęście budynek nie może zawalać się od góry po jednym piętrze...
Niemniej,
mnie te obrazy przestraszyły, dlatego musiałam się nimi z kimś podzielić. Jeszcze
nie doszłam do żadnego konkretnego wniosku, zastanawiając się nad symboliką
tego. Może ktoś mi coś podsunie?
Cóż.
Miłego dnia życzę…
kurczak... to bije na głowę sen mojej siostry z kapustą...^^'' biedna... ja bym spała przy zaświeconej lampce mając takie sny...
OdpowiedzUsuńpytasz o symbolikę? cóż, mam nadzieję, że to niema żadnej symboliki i jest jedynie efektem elektrycznych wyładowań w mózgu. naprawdę, byłabym spokojniejsza^^' gdyby niektóre moje sny niosły za sobą jakąś symbolikę, to już dawno zabraliby mi wszystkie przepustki z psychiatrykaXD
co nie zmienia faktu, że czasem warto przelać je na papier:) nawet, jeśli wychodzi coś wstrząsającego jak to powyżej;)
co do Fungi to ja jestem jak najbardziej za!:D
buziaczki i czekam na next:)
i chodź wcześniej spać, dziewczyno^^'
Ja bym już chyba nigdy nie zasnęła. Aż mi się wspomniało, jak miałam już się rozbić o drzewa i obudziłam się w ostatniej chwili...
OdpowiedzUsuńNarracja drugoosobowa wyszła. Chyba tylko ona tu pasuje, bo wszystko dzieje się tak szybko. Takie rzeczy trzeba czytać, jak się ma nastrój, więc za bardzo to odebrałam. Ale przy końcówce aż się złośliwie uśmiechnęłam. To było wredne. Z Twojej strony i z mojej.
I zmień czcionkę w komentarzach, bo ta rani oczy.
dobra. wkurzyłam się. skasowało mi komentarz. ale napiszę to jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńa więc, nie zaczyna się zdania od "a więc"...
twoje posty są tak długie, że nie chce mi się ich czytać. ale dobrze, że je piszesz, bo przynajmniej będę wiedziała, że żyjesz jak zajrzę. przeczytałam pierwszą, co do reszty to nic nie obiecuję. obiecać mogę jedynie to, że przeczytam to, co mam w majlowej skrzynce. w "Alucardyna" zapomniałaś napisać o demonicznym śmiechu (nie mylić z uśmiechem).
jak skończę się odmużdżać (dobrze to napisałam?) serialami to wypijemy kawę, promise!
chyba tak to leciało, ale zaczyna się robić długie jak Twoje posty. też się kiedyś dorobię bloga. serio. ale kiedyś.
no.
Patrzę, patrzę i widzę, że nie masz zakładki na SPAM. A prosiłaś o powiadomienie (o którym tak w ogóle zapomniałam XD). W każdym razie na wiecej-niz-slowa.blogspot.com pojawił się nowy rozdział. Jeśli wolisz, żebym zostawiała powiadomienia w innym miejscu, nie wahaj się pisać :) A gdybyś wolała przez GG, także nie będę miała nic przeciwko. Mój numer znajdziesz w zakładce O mnie. :)
OdpowiedzUsuńAlu.. boję się Ciebie... seryjnie...
OdpowiedzUsuńNawiedzona blondyna ;P
Wow. Uwielbiam to. Gdybym ja miała takie sny...sen byłby moim ulubionym zajęciem. Tylko błagam,nie bierz mnie za nawiedzoną nastolatkę. Po prostu kręcą mnie takie klimaty,więc za każdym razem gdy mam koszmar,budząc się rano,staram się zapisać tyle ile pamiętam i cały dzień chodzę radosna,oznajmiając wszystkim z wesołym wyszczerzem że śnił mi się koszmar.
OdpowiedzUsuńNo dobra. To chore.
z serii mój mały koszmarek,heheh.
OdpowiedzUsuńFajne to i końcówka daje dreszcze
Yay ale sen... Też miewam takie cudeńka, chociaż moje są zazwyczaj po prostu kretyńskimi historyjkami godnymi aby popłakać nad nimi... ze śmiechu. Nie wiem, jaka jest symbolika tego snu. W zasadzie, sny to tylko wydobywające się z otchłani naszej podświadomości niejasne obrazy... Nie wierzę, żeby miały mieć jakiś wpływ na nasz los, nie wierzę w to, że mogą być proroctwem. Mogą być najwyżej ukazaniem naszych przeczuć. W zasadzie, jak się zastanowisz, to dojdziesz do przyczyny powstania większości Twoich snów.
OdpowiedzUsuńJa o swoich najgłupszych snach też u siebie pisałam, a ten Twój... był na swój sposób ciekawy, chociaż straszny. Niemniej, fajnie to opisałaś. Aż mam ochotę pobawić się w analizę tego snu i odkryć motywy jego powstania... Ale musiałabym Cię chociaż trochę znać. No i jeszcze biorąc pod uwagę ile czasu temu musiało ci się to śnić, teraz nie byłoby to nikomu do niczego potrzebne
Ja też mam całkiem ciekawe sny, ale ten... Bije je na głowę. Jest niezwykle spójny fabularnie. Czy Ty go przypadkiem trochę nie podkoloryzowałaś?
OdpowiedzUsuń