piątek, 1 lutego 2013

Odwilż (ob)sesyjna


Witam ;]
Miałam pomysł na wpis, ale stracił się gdzieś w ferworze walki i już nawet nie pamiętam, co to był za pomysł. Z tego powodu dzisiaj będzie skromny wpis o niczym, kolejny z resztą.
Akurat teraz mam wolne, egzaminy pozdawane, sesja się skończyła. Sesję powinno się nazwać obsesją po tym, co dzieje się na uczelni w tym czasie. W ostatnich dniach byłam świadkiem takich absurdów, że aż normalnie brakuje mi słów.
Po pierwsze kolejki po zaliczenia to naprawdę jakiś hardkor. Zważywszy na to, że nasze Collegium Maius jeszcze nie tak dawno było klasztorem, było tym bardziej ciekawie. Wiecie, jak wyglądają korytarzyki w klasztorach? No, to teraz wyobraźcie sobie w takim korytarzyku ponad dwieście osób naraz ;] Chciałam zrobić temu zdjęcie i wrzucić na bloga, ale uznałam, że z zamazywaniem twarzy, żeby wszystko było legalnie i bez śladów cyberprzemocy, byłoby za dużo zabawy. Poza tym z dziwnego powodu zdjęcia z telefonu niezbyt chętnie przerzucają się na komputer i zasadniczo za dużo czasu się na to traci.
Po drugie panika przedegzaminacyjna, której apogeum nastąpiło przed ustnym egzaminem z literatury powszechnej. Nie wiedziałam już, czy powinnam się z tego śmiać, czy może raczej załamać nad tym, do jakiej rzeczywistości trafiłam. Na szczęście są tu też normalni ludzie, właściwie jest to nawet sympatyczna większość, ale kilku idiotów potrafi zepsuć krew. Chcecie próbkę tej paniki? Pewnie, że chcecie… XD Bez nazwisk, oczywiście ;]
~ „moze kupimy muuuuu pączka i kawe? to działało na moja pania od Bio” – mój faworyt, jeden z ulubionych komentarzy pod facebookowym wątkiem na temat tego egzaminu. Bardzo skuteczny pomysł na to, żeby profesor K. nikogo nie oblał. Swoją drogą, oblał autorkę tego pomysłu, ale to mniejsza z tym ;]
~ „no chyba nie  kurf, myśmy go mogli ubłagać żeby to było pisemne !!!!!!!!!!” – drugi kwiatek, tym razem od innej osoby. I to, co Alusia lubi najbardziej, czyli miliard wykrzykników po wypowiedzi…
~ „To mam pomysł ! mówy cicho i niewyraznie on nie bedzie slyszal zabardzo no i nam bedzie musial zaliczyc bo nie bedzie pewnien i\” – proszę państwa, geniusz sam w sobie, no powiedzcie, że nie! Ktoś tu chyba się nie zdążył zorientować, że jest na wyższej państwowej uczelni, która… cóż, wydawało mi się, że chociaż minimalny poziom intelektualny wymusza. I wiecie, coś Wam muszę wyznać… To NIE był żart…!
~ „No to jak, gadamy z nim żeby to PISAĆ?” – wierzcie lub nie, bo nie wiem, ilu z Was już zwątpiło w przyszłość tego kraju, ale to było jakieś 14 godzin przed egzaminem ;]
~ „Ja łudze się ze moze niespodzianka bedzie! ze okze sie ze jednak go nie maaa!” i drugi z tego rodzaju: „moglismy na literturze otowrzyc okna i by go zwiałooo” – czy to wymaga jeszcze mojego komentarza?
Dobra, starczy, bo mam tego dość. Wy też? Tak myślałam ;] Ale przynajmniej teraz możecie mnie lepiej zrozumieć i poznać trochę rzeczywistość, w której obracam się razem z paroma moimi sojusznikami. Taki los. Myślałam, że na studiach to już na pewno nie będzie debili, ale niestety, to chyba nieuniknione. Szczęście w tym, że jest to parę osób, a nie większość ;] A może ich tak przed egzaminem odmóżdża bardziej? W każdym razie z autorami tych wypowiedzi raczej nie trzymam XD
Wracając jeszcze na moment do sesji i przy okazji w ogóle do wszystkich przebytych przeze mnie szkół, zauważyłam ciekawą zależność. Mianowicie taką, że w sytuacjach krytycznych, takich jak sesje i końce semestrów, ujawniają się dwie bardzo charakterystyczne typy uczniów/studentów. Sama nie wiem, który z nich jest bardziej denerwujący, szczególnie, że to często idzie ze sobą w parze i wielu należy do obu typów jednocześnie. W każdym razie typy te to:
a. sierota-darmozjad, inaczej dajnotatka pospolita. Osoba, która cały semestr nic nie robi, ale w okolicy punktu kulminacyjnego przypomina jej się, że może teraz wylecieć. W tym momencie robi się za późno, żeby coś nadrobić, dlatego dajnotatka zaczyna rozglądać się za kimś kto zlituje się nad jej żałosną egzystencją i DA JEJ NOTATKI. Kiedy już obierze sobie cel, potrafi łazić za tym celem cały dzień i błagać o notatki, kserówki, czy co tam jeszcze. Na odmowę reaguje gwałtownym „a innym dałaś!”, a kiedy w tym momencie się nie zgodzisz, przechodzi płynnie w fazę „jak dasz mi notatki, to…”. W tym momencie zanudza cię na śmierć listą fikcyjnych korzyści, które możesz pozyskać, dając jej notatki. Jeśli i tym razem nie osiągnie swojego zamierzenia, doprowadzisz ją do apogeum, w którym dajnotatka jest gotowa paść ci do stóp, byle dostać pomoce naukowe, z których i tak nie skorzysta (bo zapomniałam dodać, że dla dajnotatki dostanie notatek jest równoznaczne ze zdaniem egzaminu/dostaniem zaliczenia, więc nawet ich nie czyta). Dlaczego nazwałam je „darmozjadami”? A no dlatego, że notatki nie robią się automatycznie i niejednokrotnie po wykładzie bolała mnie ręka od pisania. Natomiast jeśli komuś wydaje się, że nie musi robić nic i tylko żerować na mnie… To źle myśli. Darmozjadom mówię stanowcze NIE. I nie ma to nic wspólnego z (bez)interesownością.
b. biedna, nieszczęśliwa ofiara uwzięcia się. Czyli ktoś, kto nigdy, ale to nigdy nie bywa sam sobie winien, bo po prostu wszyscy mroczni i źli wykładowcy się na niego uwzięli. Jest to zapewne jakiś podtyp permanentnej ofiary losu, która obwinia za swoje nieszczęście cały świat i okolice i wszędzie węszy niesprawiedliwość i spisek. Przy okazji chciałam zauważyć, że ten typ występuje także w innych dziedzinach życia, na przykład w polityce (ale o tym może innym razem ;]). W każdym razie, taka biedna ofiara potrafi łazić i opowiadać wszystkim, jak to cały świat się na nią uwziął, a ona taka biedna i niewinna. Straszy wszystkich swoją martyrologią i osławionym despotyzmem wykładowców, a wszystkie historie o tym, jak to ktoś nie dał jej zaliczenia, oblał na egzaminie albo wstawił trójkę zamiast czwórki są przesycone wyimaginowaną złośliwością całego uwzinającego się świata. Przy okazji ofiara uwzięcia to niezastąpiony orędownik poglądu, że wszyscy doktorzy i profesorowie tak naprawdę nic nie wiedzą i uwzinają się na niego żeby się dowartościować jego kosztem.
Na pewno nie chcecie opisu tego w połączeniu. Z resztą sami potraficie sobie to wyobrazić. Jeśli macie ochotę się dzisiaj poważnie zirytować, połączcie to, nadajcie temu imię, wiek i zajęcie, a potem napiszcie opowiadanie z tym w roli głównej ;] 

Dobra, moi mili, koniec tematu ;]
Pociesznik odwilżowy też dla Was mam. Z okazji odwilży sesyjnej, pozwolę Wam przeczytać literacki opis kobiecej postaci. Bo tak się składa, że ostatnio wygrałam konkurs na taką właśnie pracę. Oto ona:

Sofia Siemionowna Marmieładow. Sonia, Sonieczka. Widząc ją po raz pierwszy unosisz lekko brwi i krzywisz się pod nosem. Czy jest ładna? Cóż, właściwie co kto lubi. Tobie raczej się podoba, ale trochę wstyd się przyznać… Biorąc pod uwagę jej profesję! Dlatego właśnie nie patrzysz w jej cudowne, niebieskie oczy. Dlatego nie przyglądasz się jasnym, gęstym włosom, spływającym swobodnie na szczupłe ramiona. Starannie omijasz wzrokiem jej figurę, a przyznać trzeba, że jest szczupła, ale jako kobieta ma to, co trzeba. Może trochę szokuje cię jej ubiór. Któż to nosi takie sukienki ze śmiesznym ogonem z tyłu? I kto może chodzić w żółtych pantofelkach? Co to w ogóle za kolorystyka? Ach, no tak. Przypominasz sobie z niesmakiem, co ta dziewczyna robi na co dzień. Taki strój to rzecz typowa dla… takich.
I już, już jesteś o krok od skreślenia jej. Już prawie ją potępiasz… Na szczęście dla Ciebie – prawie. Zatem zanim popełnisz ten błąd i spiszesz Sonię na straty, spójrz na jej twarz. Młodą, dziecinną twarzyczkę, pobladłą i zastygłą w wyrazie sztucznego zadowolenia. Z pięknych oczu wyziera przerażenie i niepewność. Nagle nie widzisz prostytutki tylko zagubioną, małą dziewczynkę, która zamiast potępienia potrzebuje czułości i zrozumienia. Czy myślisz, że ona wszystko, co robi, robi dla siebie? Czy poszłaby na ulicę, gdyby nie zmusiła jej do tego sytuacja?
Nie przekonuje Cię to, co? Są przecież inne sposoby zdobywania pieniędzy, powiesz? Cóż, są, nie da się temu zaprzeczyć. Spójrz jeszcze raz na buźkę i odpowiedz, czy to, na co się zdecydowała mogło nie być ostatecznością? Wiesz, ona szukała pracy. Potrafi szyć, chciała zatrudnić się jako szwaczka. Niestety nie dokończyła nigdy edukacji z powodu braku pieniędzy i pijaństwa ojca. Chciała jakoś zarabiać, ale w Petersburgu nie ma tyle wolnych miejsc pracy dla osób z niekompletnym wykształceniem. Po prostu – nie chcieli jej nigdzie. Tylko ulica nie ma ograniczeń, w tej branży zarobi każda… Byle buzię miała odpowiednio ładną, a przynajmniej niebrzydką… Dalej się jej dziwisz? Druga żona jej ojca wyzywała ją od darmozjadów i traktowała jak zbędny balast, dodatkową gębę do wykarmienia. Jej przyrodnie rodzeństwo było głodne. Co miała zrobić? Pozwalać na tę nędzę i czuć się darmozjadem? To było chyba nawet gorsze upodlenie niż praca na ulicy. W skrajnej nędzy ludzie tracą swoją godność, poczucie własnej wartości… Wybierają po prostu mniejsze poniżenie. Jakoś muszą się bronić przed stoczeniem się na dno dna. Może gdyby nie poświęcenie Soni, cała rodzina musiałaby zamieszkać gdzieś na dworcu i żebrać?
Może zabrzmi to dziwnie i nieodpowiednio, ale ja ją podziwiam. Dlaczego? Przyjrzyj się jej jeszcze raz. Czy nie wiesz, że ona mimo tego, do czego zmusiło ją życie, pozostała wierna swoim ideałom? Mogłaby przecież się skarżyć i przeklinać Boga za to, co na nią zesłał… Jak odważnym i niezłomnym trzeba być, żeby przyjąć nieszczęścia z pokorą i zachować swoją wiarę! O nie, pokora Soni nie jest wyrazem słabości. Moim zdaniem świadczy raczej o sile jej charakteru. Gdyby nie była tak odważna i silna, raczej popełniłaby samobójstwo niż poświęcała się dla rodziny w taki sposób. To, co przedstawia sobą ta dziewczyna zasługuje na prawdziwy podziw i szacunek. Ale w porządku, jeśli potrzebujesz więcej argumentów, może przekona Cię
co innego.
Widzisz tamtego gościa? Paskudny typ, czyż nie? To Rodion Romanowicz Raskolnikow, student. Słaby człowiek, który uważa się za nie wiadomo co i dlatego sądził, że przysługuje mu pełne prawo do bezkarnego zabicia starej lichwiarki. Owszem, dalej jest okropnym, przepełnionym pychą zbrodniarzem, ale zaczyna powoli się zmieniać. Chyba właśnie dlatego, że on jeden dostrzegł w Soni kobietę zamiast prostytutki i traktował ją z szacunkiem i sympatią, potem, kiedy zaczęli się spotykać, coś się w nim otworzyło. To właśnie dobroć, wiara, pokora i siła charakteru młodej ulicznicy pozwoliła jej ukochanemu Rodii „wyjść na ludzi”, przyznać się do winy i zmienić swoje życie. O tak, on dopiero to zrozumie, przed nim jeszcze długa droga zanim dotrze do niego, jak źle postępował i jak bardzo kocha Sofię Siemionownę. Niemniej, krok jaki wykonał, krok w stronę bycia człowiekiem, a nie pyszałkowatym mordercą, i tak jest ogromnym krokiem w jego życiu. A dokonał tego tylko i wyłącznie dzięki wsparciu i duchowej pomocy Soni.
Zatem czy można potępiać tę dziewczynę? Czy można mówić o niej, że się nie szanuje i sprzedaje? O nie, na pewno nie. Dla mnie postawa Soni jest godna naśladowania, jest ona dla mnie wzorem pokory i poświęcenia. Ja sama nie umiałabym zachować się tak odważnie i mężnie, jak ona, co sprawia, że tym bardziej ją podziwiam.
Spytasz, po co Ci to wszystko mówię? Dlaczego właśnie o niej? Cóż, cała moja wypowiedź wydaje mi się odpowiedzią na te pytania, ale postaram się to podsumować… Nie znam innej kobiety, której postawa wywarłaby na mnie takie wrażenie, wiesz? A trzeba Ci wiedzieć, że poznałam Sonię dawno temu i ciągle nie mogę zapomnieć o tym, co tak bardzo mnie w niej urzekło. Tak, to chyba wszystko. Myślę, że możemy się już pożegnać, ale… Obiecaj mi, że przemyślisz to, co Ci powiedziałam. Może niesłusznie, ale wydaje mi się to ważne.

 Hoł, hoł, jeden z dłuższych wpisów ;] Kto by pomyślał XD
Już sobie przypomniałam, jaki był ten pomysł, dlatego to następnym razem. Zobaczycie co, bo Wam teraz nie powiem ;]
Pozdrawiam Was serdecznie, skarbeczki moje! Trzymajcie się ciepło!

10 komentarzy:

  1. Hej:) Mnie sesja przyprawia o niezłe wody pod oczami z niewyspania i nerwice. Od niedawna zaczytuję się w Twoim blogu :) Zapraszam do odpowiedzenia na moje pytania w związku z nominacją Twoje bloga do Liebster Award. Pytania znajdują się na blogu nieulotne.blogspot.com
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może ludzie robią to wszystko bo uważają, że nauka dzień przed sesją pomoże im przetrwać zaliczenie i zapewni ocenę, która pozwoli przejść dalej, choć nie zapewni wykształcenia. W sumie nie po cóż iść na studia, jeżeli tak naprawdę nie chcesz się kształcić? Osobnik zajmuje tylko miejsce, które mógłby zając ktoś z większą pasją, chęcią nauki. Czasami zdarzają się takie przypadki, uczysz się całymi nocami, tygodniami, a jednak dostajesz dwa. Nie wyszło, może przez ból gardła, roztargnienie, zdenerwowanie. Jesteśmy ludźmi, posiadamy naprawdę dużo defektów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście masz rację, a ja zastanawiam się jeszcze, jak to jest, że ktoś się uczciwie uczy i dostaje dwa, a taki darmozjad przejdzie jakimś niesłychanym fartem? To dopiero jest ironia losu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pominęłaś gdzieś ten typ pseudonieuków, którzy non-stop się uczą i wszystkim wmawiają, że nic nie umieją. Bo śmiem podejrzewać, że na studiach takowi też występują. Za to z tymi pospolitymi dajnotatkami, to ja nawet teraz się spotykam. Sama kradnę koleżankom na pięć minut przed sprawdzianem... XD
    Ej, moja siostra nazywa się Sonia XD A tak poważnie, to ładny opis :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze mówiąc to nie wiem, wychodzi na to, że nie ważne czy się uczysz, czy też nie. Wszystko zależy od losu, życia. Chyba nie warto się denerwować, i analizować zachowania niektórych.

    OdpowiedzUsuń
  6. To czy się uczysz jest po prawdzie bardzo ważne, ale zrozumiałam to dopiero na studiach.
    Em, osoba, która panikuje jak głupia, wchodzi na egzamin i wychodzi z niego z piąteczką? To ja. Ale to raz i miałam szczęście - trafiłam na taki temat, o którym wiem dużo, bo się nim interesuję ;] A drugie pytanie... jeden z niewielu tematów, z których miałam niewybrakowaną notatkę XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no, powinnaś dodać coś jeszcze, coś o ludziach którzy uczą się tylko tego co usłyszą i zapamiętają z wykładu czy lekcji. W moim wypadku się tak dzieje, nie uczę się przed żadnym egzaminem, czy sprawdzianem. Zwykła jadę na żywioł, dlatego nie dbam, aż tak o notatki. Jeśli czuję potrzebę przypomnienia sobie jakiejś części to sprawdzam co chcę wiedzieć i szukam w mecie lub, w encyklopedii.
    Możliwe, że jestem wyjątkiem w tych kwestiach. Zawsze mi powtarzano, że jestem leniwy. To chyba taki styl mój. Tylko jak to nazwać ? :/

    XD

    OdpowiedzUsuń
  8. Rany, a myślałam, że jak już ktoś studiuje, to jest ciut bardziej inteligentny... I na studiach tacy się jednak zdarzają... Ludzie kochani, jak??

    No nie ważne. Ludzka głupota potrafi być bezgraniczna.

    Ładny opis, właśnie niedawno doszłam do podobnych wniosków jeśli chodzi o prostytutki. Bo one przecież nie robią tego dla siebie. Ile jest takich, którym ktoś każe. A ludzie plują im w twarz.


    P.S. Zaczynam się uczyć rosyjskiego na własną rękę. Sprowadziłam sobie dzisiaj podręczniki^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Brawo! Jakbyś potrzebowała pomocy, to wal śmiało ;]
    Uwierz, ja też tak myślałam. Wyszło jak zwykle... Ale to na szczęście jednak mniejszość. Chociaż irytuje...

    Seath, nie ma nic złego w tym, że potrafisz się uczyć na podstawie tego, co pamiętasz z zajęć, tylko jak zajęć jest dużo to później ciężko ogarnąć, szczególnie jeśli nie jest to coś, co Cię interesuje najbardziej na świecie. Ale jeśli potrafisz to tylko szacun dla Ciebie ;]

    OdpowiedzUsuń
  10. słońce, świat jest pełen idiotów... naprawdę się łudziłaś, że nie spotkasz ich na studiach?XD
    a populacja dajnotatek pospolitych namnożyła się aż za bardzo... jako osoba chodząca na wszystkie wykłady wiem coś o tym...== no ale cóż... zawsze można powiedzieć "NIE" i popatrzyć, jak wygląda zapłata za lenistwo...XD
    pamiętam moją klasę z liceum... zawsze wszystko musieli przekładać:/ dziwię się, że matury nie przełożyliXD
    śliczny opis Soni:) też bardzo lubiłam jej postać:)
    buziaczki i mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo;)
    i miłego wyjazdu^^

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy