Siemacie,
ludzie!
Słońce
mi powoli zaczyna włazić na biurko i nie wiem, ile to wytrzymam, ale nie
narzekam, bo mamy piękną jesień ;] Wstałam dzisiaj przed ósmą (no co, muszę się
pochwalić!) i postanowiłam napisać wpis, bo na razie zabrakło mi zdolności do
pisania kolejnego rozdziału Zwycięzców.
A
tak w ogóle to mam długi weekend, który trwa od środy i za tydzień będę miała
taki sam XD Wiem, że teraz część czytelników, która jeszcze siedzi w szkolniach
ma ochotę mnie zastrzelić, ale na szczęście wirtualnie się nie da, więc się Was
nie boję… Zresztą ja też ciężko pracuję. Wiecie jakie pisanie pod presją czasu
jest męczące?
Dobra,
a tak do rzeczy to… Przygotowałam dziś dla Was trochę rozwiniętą refleksję z
ostatniej konferencji, a mianowicie moje przemyślenia na temat popkulturalnej
wizji małżeństwa. Bawcie się dobrze ;]
…a
potem był ślub i wesele, na którym bawiono się trzy dni i trzy noce i wszyscy
żyli długo i szczęśliwie. Koniec.
Jak
tak czasem rozmawiam z dziewczynami, okazuje się, że albo twierdzą, że nigdy w
życiu nie wyjdą za mąż i nie dadzą z siebie zrobić kury domowej, albo ich wizje
małżeństwa kończą się na ślubie i weselu. I poniekąd nie jest to znowu tak
bardzo niezrozumiałe, wystarczy przyjrzeć się kilku serialom albo spojrzeć do
internetów.
Od
najmłodszych lat popkultura uczy małe dziewczynki, że małżeństwo jest czymś
złym. Jest ograniczeniem, które nie pozwala ani żonie, ani mężowi cieszyć się
życiem. Uczy, że życie kończy się wraz ze ślubem – nawet bajki właśnie wtedy
się kończą. Więc, niech mi ktoś powie, jak my możemy chcieć wyjść za mąż i tak
skończyć? Ale po kolei…
Pozwólcie,
że na początek skupię się na postaci Męża:
Mąż
jest ukazywany zwykle w swoim naturalnym środowisku, czyli na kanapie przed
telewizorem. Jego życie polega na piciu piwa na tej kanapie i oglądaniu meczy –
bo zawsze, ZAWSZE! jest w telewizji jakiś niezmiernie ważny mecz. Taki Mąż
wychował już dwoje dzieci, ma wielki brzuch od piwa, łysieje i nosi
porozciągany, brudny, biały podkoszulek. Zwykle nie potrafi zrobić w domu
kompletnie nic i starcie kurzu przekracza jego możliwości, a zresztą sprzątanie
to i tak rola Żony. Do swojej Żony nie mówi, lecz burczy. Żąda jedzenia albo
piwa. Nie robi nic konkretnego, ale ciągle uważa się za głowę rodziny i kogoś,
kto tę rodzinę utrzymuje. Jakimś cudem zdradza Żonę i jakimś cudem Żona jest o
niego zazdrosna.
Tego to chyba nie muszę przedstawiać... Za każdym razem, jak poznaję kogoś nowego, muszę zaznaczać, że zbieżność nazwisk jest przypadkowa i mój ojciec nie jest spokrewniony z tym kretynem =.= |
Oprócz
tego istnieje jeszcze inny rodzaj Męża. Jest to Mąż, który jest ofiarą domowego
terroru. Swojej Żony nie tyle nienawidzi, co się jej boi. Spełnia dokładnie
każdy jej rozkaz i z jej winy jest nieszczęśliwy. Służy głównie do zarabiania
pieniędzy na głupie zachcianki (czy też potrzeby) swojej egoistycznej,
zaborczej Żony. Jego życiowym celem jest przekonanie Żony, żeby puściła go z
kumplami do baru oraz żeby przestała podejrzewać go o zdradę. Bo o zdradę
posądzany jest zawsze, chociaż ten rodzaj Męża nie zdradza.
Trzecim
typem Męża jest Mąż – fajtłapa. Ma wiele cech drugiego rodzaju Męża, ale są
pewne różnice. Taki Mąż co chwila ma nowe pomysły na zarobienie pieniędzy i
zawsze są to pomysły skrajnie idiotyczne, jak na przykład założenie we własnym
ogródku schroniska dla zwierząt. Zwykle też panicznie boi się swojej Żony i co
drugą noc śpi na kanapie. Przy okazji robi wszystko za jej plecami, jak
przestraszony gimnazjalista, bo dobrze wie, że ona będzie zła, nawet jeśli nie
będzie. Oczywiście trzeba wzywać do niego karetkę, kiedy próbował naprawić
cieknący kran.
Oprócz
wyżej wymienionych istnieje jeszcze czwarty rodzaj Męża, który występuje tylko
na wsi. Jest to odmiana kanapowego Męża, z tym, że ten Mąż nie przyrósł
odwłokiem do kanapy a do ławeczki pod sklepem i zajmuje się głównie piciem
piwa/taniego wina, a od Żony wymaga jedzenia, uważa, że jest głupia i reaguje
agresywnie na każdy przejaw jej chęci do rozwoju osobistego.
Źródło: Ranczo - Solejuk to niezastąpiony przywódca zapijaczonych, przyrośniętych do ławeczki, żądających jedzenia mężów. |
To samo źródło; reszta Wilkowyjskiej elity, których "baby zdurniały", bo chcą się rozwijać, uczyć i spełniać życiowo, a nie tylko wytwarzać dla nich jedzenie i koło nich sprzątać. |
A
teraz zastanówmy się nad postacią Żony, która wcale nie ma mniej za uszami…
Żona
występuje w tylko jednym rodzaju, tylko z różnym nasileniem. Wiadomo o niej, że
kiedyś była ładna i seksowna, a teraz jest stara i gruba, bo stała się Żoną. Zajmuje
się gotowaniem, sprzątaniem i gderaniem. Na swojego Męża jest ustawicznie zła,
uważa go za idiotę albo automat do zarabiania pieniędzy, ale na pewno nie za
kogoś z kimś można uprawiać seks. Kiedy wymyśli sobie, że Mąż ją zdradził,
wyrzuca jego rzeczy przez okno i płacze, bo nie wie, jak on mógł jej to zrobić.
Zawsze jest zmęczona i opuchnięta, bo ma całe mnóstwo tajemniczej pracy,
chociaż zwykle widzimy ją na zakupach albo plotkach z przyjaciółkami. Pod
nieobecność Męża wyżywa się na dzieciach lub rodzicach, zarzucając całemu
światu, że nikt jej nie docenia. Naturalnie zdradza, wszystko jedno, czy jest
bizneswoman, czy kurą domową, a winę za jej zdradę ponosi oczywiście Mąż, który
jej nie zauważa/nie docenia/zarabia za mało. Przy okazji, nierzadko narzeka i
wymaga od Męża, aby w jakiś magiczny sposób przemienił jej życie, przykładowo
zabierając ją na tropikalne wyspy.
Nie
brzmi to wszystko razem zachęcająco, co? Która z nas chciałaby stać się taką
Żoną i żyć z jednym z wymienionych typów Męża? Oczywiście nigdy tak nie będzie,
bo wszystko to wyolbrzymiona nieprawda, ale zastanawiam się, czemu massmedia
karmią nas takimi makabrycznymi wizjami i po co. Małżeństwo nie jest wyrokiem i
absolutnie nie jest niczym złym, a wiem to, bo obserwuję swoich rodziców i
dziadków. Gdyby nie oni, chyba uwierzyłabym w ten fałszywy medialny obraz i
dała się przekonać, że wszystko się kończy na ślubie. Nie muszę chyba pisać,
jak bardzo irytują mnie te wszystkie obrazy w internetach i telewizji. Nie
muszę chyba pisać, jak bardzo irytuje mnie rodzinka.pl, która rzekomo łamie
stereotypy i ukazuje, że można być w sobie zakochanym po iluś latach
małżeństwa. Przy okazji „być zakochanym” = „uprawiać seks”…
Wiecie
co? Ja bym tam kiedyś chciała wyjść za mąż. I zapewniam, że moje życie się na
tym nie skończy.
Dobra, kochani, to by było na tyle ;] Do następnego!
W pełni się z Tobą zgadzam;) Również nie zamierzam uwierzyć w te bzdury. To w sumie jeden z wielu powodów, dla których nie oglądam serialiXD (a zwłaszcza polskich) I mam nadzieję, że kiedyś zaprosisz mnie na swój ślub;D
OdpowiedzUsuńBuziaczki^^
Ale sukni sobie nie szykuj, bo hucznego wesela i tak nie będzie XD
UsuńJa właśnie czasem oglądam dla zabicia czasu i chociaż z fabuły nie wiem prawie nic, to widzę te sceny i niezmiernie mnie one irytują...
Ja tam sobie myślałam o małżeństwie nieco odlegle. Wszak najpierw wypadałoby skończyć studia (ekhem... dostać się na nie), zdobyć jakąś sensowną pracę i dopiero wtedy zakładać rodzinę. Śluby są takie drogieee i kiczowateee, a jak znam życie, to poznam zagorzałego katolika, który nie pozwoli mi pójść w spódnicy czy spodniach, tylko w białej sukni. Po paru miesiącach małżeństwa, zaczną się kłótnie o moje wczesne chodzenie spać i braku rozrywek nocnych, jak ja już teraz padam na twarz po dziewiątej, a co już mówić o dniu prawdziwej pracy. Geez, od razu się odechciewa. ._.
OdpowiedzUsuńA polskich seriali nie zdzierżę. Kiedyś byłam w stanie usiedzieć z babcią na "Komisarzu Alexie", ale od kiedy jest ten nowy główny bohater, to nawet pięciu minut nie przetrzymam, srsly. Ta wyśmienita gra aktorska, ba! - te ambitne scenariusze, ta nieprzewidywalna akcja...
Dobra, ja już więcej nie piję (soku), bo bzdury gadam (co zresztą mam w zwyczaju, fuck, coś robię chyba źle).
Wesela są drogie i kiczowate, nie śluby same w sobie. A jeśli ktoś jeszcze przed ślubem Ci coś każe to chyba nie warto za niego wychodzić, co? Swoją drogą, masz dostęp do facetów katolików? Weź zarzuć jakimś kontaktem, bo mi się ostatnio trafiają sami pseudoateiści XD
UsuńNo z tym zakładaniem rodziny po studiach to niby tak, ale ja wolałabym mieć dzieci (a w każdym razie pierwsze dziecko) jeszcze przed trzydziestką, a wątpię, żebym w dzisiejszych czasach dała radę się do trzydziestki porządnie finansowo ustabilizować. Ale to już kwestia antyrodzinnej polityki i kryzysu, a nie obyczajów =.=
Nie pij soku, a jak już musisz to rozcieńcz wódką, sok jest bardzo niebezpieczny dla wątroby!
Grabowski jest bardzo w porządku. Nie mówię tu o samej roli Ferdka Kiepskiego, która od lat już mnie nie śmieszy, ale rozumiesz, on jako człowiek naprawdę zachowuje się dobrze. Występuje też w kabaretach, udziela się charytatywnie (tak fest, fest) i nawet jest religijny.
OdpowiedzUsuńTaki jak w Barwach Szczęścia, był też Michał z Na Wspólnej XD Oglądałam parę razy z babcią. Facet oddał całą kasę jakiejś kobiecie, która potem z tym zwiała. A później chyba nawet wrąbał się w jakąś aferę hazardową. No zabiłabym :D
W Ranczu jest jeszcze obraz fajnego małżeństwa - mam tu na myśli Lucy i Kusego. A ci chłopi są po prostu zacofani :D
Szkoda, że z Rodziny Zastępczej nie przytoczyłaś przykładu Jędruli i Alutki, bo o tym też można byłoby wspomnieć parę słów :D
Uważam, że Rodzinka.pl to jeden z lepszych polskich seriali, jakie w ostatnim czasie powstają. Można się przy tym uśmiać i nawet dostrzec parę ciekawych metod wychowawczych (w jednym odcinku, jak dzieciarnia nie chciała pomyć garów, matka wywaliła im żarcie na stół i tak kazała jeść. Od razu wstali, żeby pomyć). Jest w nim tak naprawdę najwięcej prawdy z tych wszystkich serialów. Choć widać wiele takich par, które świadczą o tym, że życie nie kończy się z małżeństwem - chociażby Mostowiakowie.
I, Moja Droga, zaprzeczyć nie możesz, że to, co prezentuje sobą Ferdek Kiepski, się nie zdarza. Ja nie mieszkam na wsi, tylko w dzielnicy miasta przypominającej wieś. Na tyle niewielkiej, że ludzie dobrze się znają. Codziennie na ulicy mijam takich Mężów, co z kolegami siadują na kamieńcach i piją, bo nic lepszego nie mają do roboty. Znam nawet jedno takie małżeństwo, co się składa z tej złej Żony, która trzyma chłopa pod pantoflem i jednocześnie z tego Męża, co ciągle chodzi podpity. Byłam nawet na ich ślubie parę lat temu. Ich życie się jeszcze nie skończyło. Szkoda tylko, że jakość tego życia nie jest tak dobra jak ta przeważająca w mojej rodzinie.
Też chciałabym kiedyś tam wyjść za mąż. I już teraz wiem, że zrobię wszystko, żeby nie skończyć jak taka Żona z takim Mężem. :D
Jasne, że to występuje, ale nie na taką skalę... No i wkurza mnie ta demonizacja instytucji małżeństwa, bo popkultura, nie tylko seriale, uczy nas, że małżeństwo to największe zło na świecie i w ogóle.
UsuńGrabowski może sobie być w porządku jako człowiek, ale teraz wszystkim kojarzy się tylko z Ferdkiem i to się już nie zmieni, więc naprawdę dziwię się temu gościowi, że zgodził się zrobić z siebie coś takiego. Plus zbieżność nazwisk. Naprawdę irytujące, szczególnie, że mam na imię tak samo jak jego córka i już widzę te nieporozumienia, kiedy ktoś zobaczy, że Zuza Grabowska wydała książkę =.=
To pisz pod pseudonimem! :D
UsuńJa tam seriali nie oglądam, a małżeństwo jest dla mnie w tak odległej perspektywie, że o nim wcale nie myślę. W ogóle bliższa opcja to stara panna z kotem, a może nawet bez kota. Nie żebym tego chciała, ale mam dziwne przeczucie, że tak się to wszystko skończy :]
Kup sobie psa, psy są fajniejsze, Iduś :D
UsuńNo Alu, właśnie największym problemem dla Ciebie jest ta zbieżność, bo nie sądzę, żebyś była aż tak źle nastawiona, gdyby nie to :D Wiesz, Ferdzio zyskał sławę i został okrzyknięty klasykiem polskich seriali. Ogólnie Kiepscy byli świetni, ale na samym początku; później wraz z odejściem Mariolki i połowy aktorów zostało, wg mnie, dno. Ten serial pokazywał stereotyp Polaka (i sądzę, że takie produkcje też są przydatne); aktualnie zostało to podrasowane tak magicznymi scenami, że sama nie ogarniam.
Popkultura tak naprawdę dzieli się na dwie części, tylko wciąż się wydaje, że ta zła przeważa ;>
Kot by ci pasował do charakteru. A nawet kilka kotów XD
UsuńMyślałam o pisaniu pod pseudonimem, ale doszłam do wniosku, że podszywanie się pod jedną z głównych bohaterek byłoby dość ałtoreczkowe, wydanie książki jako Alucardyna dość pretensjonalne, a wymyślać jakiejś postaci specjalnie po to, żeby się w nią zamienić nie wchodzi w grę, bo wtedy Alucardyna, a z nią Diagnoza i Zuza Grabowska musiałyby zniknąć.
Em, no weź, nie komentuj jednocześnie ze mną XD A psy nie są takie znowu fajniejsze XD
UsuńNie wiem, nie oglądałam początku Kiepskich, nie jestem aż taka stara (łehehehe!), ale teraz ta produkcja jest gdzieś w okolicach płaszcza ziemskiego, bo tego nie można już zaliczyć do tak szlachetnej kategorii jak "dno" =.=
No tak, średnio by Ci wyszło z tym pseudonimem... Ja o swoją ewentualną artystyczną przyszłość zadbałam i mam już przygotowany swój pseudonim i gdzieniegdzie on już nawet funkcjonuje :D Z tym, że moje nazwisko się z niczym nie kojarzy. Po prostu jest mało chwytliwe, potwornie proste i nie lubię go i tyle :]
UsuńAlu, jestem młodsza, a widziałam początki! To znaczy bardziej na zasadzie powtórek telewizyjnych (ostatecznie kiedy Kiepscy się zaczynali, miałam 2 lata), ale jednak :D
UsuńMoja ironiczna żaluzja podeszła i bezceremonialnie kopnęła Cię w cztery litery, a Ty nie chwyciłaś... Oj, Em, jedz więcej orzechów! XD
UsuńJak to dobrze, że informatycy nie mają takich problemów, można sobie w spokoju siąść obok siebie z laptopami i programować ^_^
OdpowiedzUsuńCzeka mnie taka przyszłość :D
UsuńEm, nie aż taka, jak tą na górze, to jest już nie do przebicia XD
UsuńKrakofsky się pisze, ignorancie ;]
Jej, znałam jedną - dwie postaci z wyżej wymienionych :D Widać kto tu nie ogląda seriali. Ale to prawda, że pewne utarte schematy powtarzają się we wszystkich produkcjach. A przecież wcale tak nie musi być. Ja to widzę po znajomych, dwuletnie małżeństwo, młode, relacje partnerskie i dalej widać do uczucie ;)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się taki związek (marzy, mimo że mam mężczyznę, ale chciałabym być w takich relacjach nawet za 10 czy 20 lat), gdzie małżonkowie są partnerami, dobrymi przyjaciółmi, różnorodne problemy rozwiązują wspólnie, spędzają czas wspólnie na jakichś wycieczkach, wypadach, a czasem po prostu w łóżku przy dobrym filmie. Darzą się szacunkiem, potrafią również żyć swoim życiem, zajmować się swoimi sprawami. Piękny obrazek ;)
Warto byłoby sprawić, żeby to nie był tylko obrazek...
UsuńWidzisz, moi rodzice są 22 lata po ślubie i chociaż czasem się pokłócą, są najlepszymi przyjaciółmi. Gdyby nie to, kto wie, w jaki topos małżeństwa bym wierzyła...
Ja zawsze znajduję taki magiczny przycisk na telewizorze, ma różne kształty, ale nie da się go nie zauważyć. Wystarczy jeden ruch palca by zmienić swe życie na zawsze. Wyłącznik, ja nie oglądam telewizji :P (czasem Kiepskich, ale ten serial jest specjalnie tak zrobiony stereotypowo)
OdpowiedzUsuńPozdrawia smok z przedmieścia :)
Ja właściwie też nie oglądam telewizji, ja obserwuję rzeczywistość XD
UsuńRzeczywistość to nudne miejsce ostatnimi czasy, ani nie można sobie od tak ruszyć w świat, ani zbudować statek i wypłynąć na żeglugę. Tyle ci powiem xD
UsuńLepiej jednak obserwować życie i wyśmiewać się z jego absurdów, niż siedzieć na kanapie i psioczyć, że nie jesteśmy w jakimś uniwersum fantasy XD
UsuńJa nie mówię już o fantastyce, ale o pływaniu statkiem. Ja zawsze chciałem mieć taki stary drewniany statek który byłby choćby repliką tych dawnych, ale raczej się tego nie doczekam. Btw. Nie mam kanapy :P
UsuńJak to nie masz kanapy? XD
UsuńAle nie można rezygnować z marzeń o statku, jest nasz już dwoje, zbudujemy go sami, zbierzemy załogę i będziemy siać postrach na morzach i oceanach ;]
Jakbym miała statek, nazwałabym go "Gniew Peruna", albo "Nocny Łowca"... Auto tak sobie nazwę XD
Niech będzie "Gniew Peruna" :D Będziemy mogli popłynąć pod grecję i śmiać się z ich zeusa i rzucać w nich kartonami w kształcie pieruna... Hmm, znaczy pioruna :P
OdpowiedzUsuńSądzę, że mogę załatwić parę osób, tylko załatwić musisz belki, deski, liny, plandeki wielkie, oraz mnóstwo gwoździ. XD
Od razu stocznię wybudujmy XD
UsuńAle naprawdę chciałabym mieć swój statek... To znaczy zadowoliłabym się zwykłym jachtem, mogłabym sobie wyobrazić, że to prawdziwy statek, tylko żeby był drewniany XD
Kiedyś sobie sprawię łajbę i popłyniemy w rejs dookoła świata, a światem będą Mazury ;]
31 year old VP Accounting Alic Gudger, hailing from Earlton enjoys watching movies like "Out of Towners, The" and Stone skipping. Took a trip to Historic Bridgetown and its Garrison and drives a Allroad. mozna zajrzec tutaj
OdpowiedzUsuń