środa, 9 października 2013

Więcej niż taczka gruzu na raz

Siemacie ludzie ;]
Tak, to ja. Wiem, że wczoraj (noo, przedwczoraj) był wpis, wiem… Ale tak wyszło, że taka tona gruzu mnie przysypała, że muszę sypnąć trochę na Was.
Po pierwsze dziękuję serdecznie Spokoyoh za dzisiejsze spotkanie herbatkowe, podczas którego po części wyciągnęła mnie za uszy z mentalnego dna. To było bardzo miłe spotkanie herbatkowe i w ogóle kupiłam sobie nowe zielsko do zaparzania. No i piłam herbatę za darmo, bo wcześniej zebrałam osiem znaczków i udowodniłam w ten sposób, że naprawdę kocham tę herbaciarnię. Moje nowe zielsko jest czarną herbatą i nazywa się „Gruszki z Miodem”… ale nie o tym chciałam.
Mentalne dno minęło, ale wróciłam do akademika i przyszedł prawdziwy gruz. Pocieszcie mnie. Chociaż nie, nie jest mi potrzebne pocieszanie, bo w sumie w imię zasady, że śmiech jest najwyższą formą desperacji, mam dobry humor.
Zapraszam do wciągania ze mną skruszonego gruzu przez rurkę ;]


Po pierwsze, zostałam zmuszona facebookowym spamem do przeprowadzenia z współlokatorkami bardzo poważnej i trudnej rozmowy, dotyczącej naszej dalszej wspólnej egzystencji. Dla naświetlenia sytuacji: studiujemy razem, dobrze się znamy i nawet się ośmielę powiedzieć, że się przyjaźnimy. Teraz wynikł taki kwas, że jedna dziewczyna, która miała z nami mieszkać się wycofała, więc druga też – na moduł potrzeba pięciu osób. Trafiłyśmy na moduł z bardzo fajnymi osobami i byłoby wszystko ok, ale… Ale jedna z nas chce mieszkać ze swoim chłopakiem, a druga nie chce mieszkać z chłopakiem tamtej. Do owego chłopaka jest dołączony niczym teściowa do żony, jego przyjaciel Damian – ni to facet, ni to gej, ni to kobieta. I oni by mieszkali we dwóch, a my we trzy, ale jedna z nas nie chce tak i jest problem. A strona neutralna, czyli ja, osoba, której tak bardzo wszystko jedno… zbiera ten gruz i żużel =.= Więc ratowałam dziś sytuację i demokratycznie doszliśmy do wniosku, że szukamy wspólnego modułu, bo jak nie to ta od chłopaka się wprowadzi do niego i Damiana, czyli będzie patologicznie jak cholera.
W międzyczasie wynikła druga sprawa, gorsza. Ostatnio pisałam Wam o lasce, która mnie oszukała. Otóż dzisiaj zadzwoniła, przeprosiła, obiecała, że wszystko odda i naprawi całą sytuację, a powiedziała to takim głosem, że przygniótł mnie ciężar całego bólu, jaki istnieje na świecie. Ja wiem, że może ja jestem głupia i wierzę, że ludzie się zmieniają, ale nie mogłam wygarnąć jej tego, co myślę. Spotkam się z nią i wysłucham, co ma do powiedzenia, pewnie dam jej drugą szansę, a potem trzecią, czwartą, dziesiątą i osiemnastą, ale… ale czy mogę inaczej? No właśnie nie mogę. Źle się czuję z tym, że zbyt pochopnie ją oceniłam, nawet jeśli miałam pełne prawo do podejrzewania jej o złe rzeczy. W pierwszym odruchu chciałam usunąć ten fragment poprzedniego wpisu, ale jakoś się powstrzymałam. Internet i tak pamięta, wiem przecież. Ciężar słowa pisanego jest jaki jest i trzeba się z tym jakoś pogodzić. Przepłukać wyrzuty sumienia alkoholem albo herbatą i tyle. Ale boli. Nie. Wewnętrze rozpierdala (przepraszam za słownictwo)!
I nie wiem, co mam zrobić. Nie liczę na to, że mi powiecie, ale… Ale możecie próbować.

Na koniec oczywiście trochę Was z tego gruzu odkopię i opowiem Wam o kolejnej części ćwiczeń w osiąganiu nirwany nudy, czyli konferencji. Dziś było lepiej, w każdym razie pierwszy wykład był ciekawy, a po wszystkich trzech całkiem porywająca kłótnia pań doktor i profesor (szczerze, nie wiem, jak to poprawnie odmienić, więc improwizuję XD). Ze spostrzeżeń konferencyjnych powiem tyle, że nie lubię wykształciuchów, nie lubię, kiedy ktoś czyta zamiast mówić i nie mam pojęcia, czemu Jezus i Bóg Ojciec na sufitowym malowidle mają po jednej nodze.
Już wyjaśniam!
Po pierwsze, irytują mnie ludzie, którzy nie szanują innych ludzi, bo mają więcej skrótów przed nazwiskiem. Myślę, że sami przez to nie zasługują na szacunek. Dla mnie prof. dr hab. nie jest nic wart(a) jeśli twierdzi (cytat!), że ktoś „nie jest nawet doktorem i to ma być autorytet?”. Kobieto, wiem, że tego nie czytasz, ale proszę Cię, podetrzyj sobie tyłek tymi dyplomami, bo jesteś intelektualno-emocjonalnym dnem i nie pomoże Ci profesura. To smutne, że wśród wykształconych ludzi tyle jest takiej bucerii. W każdym razie tej babie zadano pytanie oparte o publikację jakiegoś naukowca. Odpowiedziała pytaniem „A czy on jest chociaż doktorem?”, a kiedy usłyszała, że nie, powiedziała wyżej przytoczone zdanie i zupełnie pominęła to pytanie. To inteligencja narodu jest. Elita. Wolę chyba być zwykłym, jedzącym gruz przyszłym magistrem =.=
Po drugie, znowu chodzi o szacunek do słuchacza i w ogóle drugiego człowieka, jak ktoś coś do mnie mówi, to niech to mówi, a nie czyta z kartki! Tekst czytany JEST nudny, szczególnie, kiedy ktoś czyta go w taki sposób, że nie zauważyłabym różnicy, gdyby była to instrukcja obsługi pralki, albo umowa handlowa… Chociaż w tych rzeczach potrafi być więcej emocji niż w referacie, którego dzisiaj słuchałam.
I wreszcie po trzecie, jak się wpatrywałam w sufit, zastanawiając się nad sensem istnienia i tym, co muszę dokupić do zupy, skupiłam wzrok na jednym fresku, na którym Jezus i Bóg Ojciec… mają po jednej nodze. Ja wiem, że ich drugie nogi gdzieś są, ale na fresku ich nie ma, a nie słyszałam, żeby Jezusowi na krzyżu jeszcze nogę obcięli… Chociaż świadkowie Jehowy są zdania, że w ogóle nie umarł na krzyżu, więc może teraz dojdą do wniosku, iż umarł przez wykrwawienie po obcięciu nogi, kto wie XD Jak zaczniecie prowadzić takie rozkminy to dowiecie się, co to nuda i poznacie nowy wymiar ;]


No nic. Pozdrawiam Was i dobranoc (lub dzień dobry dla tych co śpią i przeczytają w dzień) ;*

11 komentarzy:

  1. Nie ma za co:) Cieszę się, że choć trochę mogłam pomóc:) A jakbyś znowu potrzebowała terapii herbatkowej, to zapraszam, bo już obczaiłam, gdzie jest ta herbaciarnia we Wrocku;D
    Żałuję, że nie mogę pomóc jakoś bardziej, lepiej... Gdyby Opole było trochę bliżej, to bym przyjechała i przytuliła na pocieszenie. Może to niewiele, ale mi zawsze pomagało, gdy byłam smutna... Dlatego postaraj sobie wyobrazić, że jak otworzysz stację dysków, to wyjdą z niej dwie ręce i Cię przytulą:D *tuli, choć może to być lekko przerażające wyobrażenieXD*
    Mam nadzieję, że sprawa z zakwaterowaniem się Wam jakoś rozwiąże. Nam też koleżanka trochę z nieba spadła, kiedy Stan zaczął się czepiać, że jeden pokój bezproduktywnie stoi wolny, więc może i Wam się ktoś taki trafi;)
    Nie wiem, co mogę Ci powiedzieć w sprawie tej koleżanki. Chyba tylko to, że każdy popełnia błędy. Może rzeczywiście ją zbyt pochopnie i zbyt szybko oceniłaś, ale z drugiej strony ona sama postawiła Cię w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Ale skoro obie strony popełniły jakiś błąd, to może po prostu się wzajemnie przeprosić, wybaczyć i puścić to w niepamięć?:) Wiem, że to się tak łatwo mówi, ale... ja chyba też w takim razie jestem głupia, bo źle bym się czuła, gdybym nie dała komuś drugiej (entej...?) szansy. Nawet, jeśli ten ktoś miałby potem głupiej mnie znowu sprawić przykrość^^'
    I nie martw się już tak, bo mi się też smutno zrobi... Nantoka naru:)
    A propos dziwnych wykładów... Mieliśmy dzisiaj pierwsze zajęcia z prawa sanitarno-żywnościowego i doszłam do wniosku, że prawo na pewno nie jest pisane językiem polskimXD A przynajmniej nie takim, który normalni ludzie są w stanie zrozumieć^^'
    Buziaczki i trzymaj się jakoś:):*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój kolega, doktor prawa się śmieje, że musiał się po pierwsze nauczyć na nowo języka... Także masz rację, prawo nie jest napisane po polsku XD
      No staram się nie martwić, ale widzisz... jak ma być pech to jest i tyle. Teraz do kompletu jestem chora, tak więc sobie teraz leżę, kaszlę i usiłuję udźwignąć ciężar świata i okolic...
      Dzięki za dobre chęci i ciepłe słowa, czuję się mentalnie przytulona ;]

      Usuń
  2. Jeżu, te studenckie problemy XD Nie no, ciekawa jestem, co też Ci koleżanka powie po całej akcji. Daj znać później :>

    Ej, Magistrze, ale ja bym chyba wstała i zaczęła się z nią kłócić. Bo to są jaja. Dokładnie na zasadzie cytatu z poprzedniego postu ("kobieta jest najlepszym przyjacielem człowieka"), tylko w tym wypadku "człowiek jest najlepszym przyjacielem profesora". Ja to się zawsze zastanawiam, dlaczego nasi nauczyciele magistrzy od siedmiu boleści każą siebie nazywać profesorami, bo profesorzy to jednak stare dziadki na uczelniach, a nie panie i panowie przed trzydziestką. Ale no bez jaj, profesor fizyki nie pobije w wiedzy studenta na polonistyce jednak. Wiedza się równoważy w ludziach. Zawsze.
    Aż mi się teraz przypomniało, co moja siostra cytowała w domu. Prosto z uczelni: "Ja to jestem zdania, że na pięć umie Pan Bóg, na cztery ja, a na trzy student". XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że profesor fizyki jednak pobije wiedzę studenta polonistyki, bo studenci polonistyki dość mało wiedzą. A fizyka jest dużo bardziej życiowa niż polonistyka XD
      No i profesorami nie zawsze są dziadki, aczkolwiek zwykle są po 50-tce xd Aczkolwiek co do nauczycieli w liceum, to nie mam pojęcia, dlaczego każą się tytułować profesorami, skoro zwykły doktor trafia się pośród nich niezwykle sporadycznie. Powinni wykazać jakieś minimum skromności i pozostać przy zwykłym "proszę pani"
      To ostatnie zdanie bynajmniej nie jest odosobnione. Właściwie to dosyć utarty schemat myślenia wykładowców XD

      Usuń
  3. Sztudenci w akademikach zaprawdęż ciężkie życie wiodą.
    Pomyślnych wiatrów! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie życie w akademiku jest okey, tylko my tu trochę gruzujemy XD

      Usuń
  4. No właśnie, wpis po wpisie :D
    Biorę klka kamyczków, pomaluję je sobie na różne kolory, a Ciebie troszkę odciążę :D Słodkie uroki mieszkania ze współlokatorami. Ze współlokatorkami to jeszcze by jakoś poszło. Ale z chłopaki jest już inaczej. Nie powiem, że ciekwiej, bo różnie to może być. Dobry z Ciebie mediator, wierzę w to!
    I dobrze, że z panną się to wyjaśniło.
    "Buceria" to bardzo dobre określenie. Czemu ta często się okazuje, że osoba "wykształcona" (z papierkiem, po prostu) okazuje się totalną społeczną kpiną, wywyższa się nad wszystkich itd. Dlatego uwielbiam ludzi, którzy szanują siebie nawzajem. A już najbardzij uwelbiam ludzi - profesorów, którzy nie traktują nas jak jakieś gorsze coś, które trzeba patykiem z buta wydłubać, tylko jak dorosłych ludzi, którzy się dopiero uczą, z którymi można podyskutować itd.
    Łał, państwo Jezus i Bogu bez nóg? Musi to komicznie wyglądać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak nóg u wyżej wspomnianych trochę przeszkadza w odbiorze sakralnego przekazu dzieła XD
      Współlokatorowanie jest trudne, najlepiej mieszkać samemu, ale studia to studia, nie każdy może mieć własny pokój, jak u mamusi...
      Ja też lubię wykładowców, którzy szanują studentów i nie uważają ich za jakieś podrzędne byty, ale z tym bywa różnie. A ludzie, którzy mają papier, są elytą i się czują upoważnieni do pogardzania resztą społeczeństwa... poniżej krytyki i już =.=

      Usuń
  5. Znowu piszę anonimem zamiast na koncie google, ale nie chcę mi się logować :P
    W kwestii wybaczania trzeba uznać parę rzeczy, kiedy coś o kimś mówimy, tworzymy spaczoną prawdę, bo dodajemy emocje. Ja bym się na twoim miejscu cieszył, że jednak czasem warto w kogoś uwierzyć tak poza tym. xD Ja wybaczam w kółko i bez przerwy dobrzy ludzie, mają to we krwi i dlatego też są dobrzy. Z kółka przebaczenia nie da się wyrwać nie będąc w pewnym momencie chamskim.

    Pozdrawiam, smok z sąsiedztwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wcale nie chcę wyrywać się z tego "kółka". Zresztą wiem, że tak po prostu musi być... I właściwie dobrze się z tym czuję ;]
      Dzięki za komentarz, smoku!
      P.S dawno cię nie widziałam nigdzie, gdzieś wsiąkł?

      Usuń
    2. Wciągnęły mnie grafiki internetowe przedstawiające smoczyce, tylko potem dotarłem tam gdzie nie chciałem dojść ;_:
      Więc musiałem przeczyścić myśli, krótko mówiąc.

      Usuń

Czytelnicy