czwartek, 28 listopada 2013

Tyle okradzionych staruszek, czyli cyganeria kieszonkowców w natarciu

Witam państwa ;]
Ten wpis miał być na specjalną okazję, trzymałam go na 50 postów, ale Puszkin zepsuł mi i to, bo się wdarł i ukradł pięćdziesiąty wpis ;] No ale, dzisiaj też jest jakaś tam okazja, bo stuknął mi drugi krzyżyk i taka stara już jestem… Taka stara, że jak wczoraj kupowałam urodzinową, czerwoną herbatę to nie zapytali mnie o dowód!
W każdym razie, koty, z okazji moich dwudziestych urodzin mam dla Was niespodziankę. Już mówię, o co chodzi…
Kiedyś przeczytałam na blogu naszej drogiej Idy post na temat jej starego opowiadania. Do teraz jestem pod wrażeniem jej umiejętności śmiania się z samej siebie i ten właśnie podziw zainspirował mnie do przeszukania komputera w poszukiwaniu moich starych zUych dzieU, aby je… zanalizować! Tak jest, moi mili. Kojarzycie analizy uroczych internetowych opek? No to teraz przygotujcie się na analizę naprawdę wyjątkowego opka o działającej w moim mieście zaiste wiarygodnej mafii XD 

Analizuje Alucardyna, opka w sieci na szczęście nie ma ;]


Uratowałem policjantkę i dostałem za to w nos.

I zawsze zdradzam w tytule rozdziału, co się będzie w nim działo.


Dzień zaczął się bardzo przygnębiająco. Oto oficjalnie przestałem być szefem mafii, którą stworzyłem i z którą byłem w zdrowiu i w chorobie. Teraz szefem jest Alameda. Jak się nietrudno domyślić nie przepadam za nim. Nigdy go nie lubiłem. Ale władzę zawsze przekazuje się najmądrzejszemu. I tak oto ja, Hadrian Tross, przeszedłem na emeryturę. Dlaczego nie wygrałem wyborów? Nie wiem. Musiałem zrobić jakiś błąd. Może przy nieudanym napadzie na bank? Nieważne.
Tak, ponieważ dona mafii wybiera się poprzez demokratyczne wybory, albo konkurs jak na dyrektora szkoły… Nie, żeby jakaś sukcesja, zresztą co taki Mario Puzo mógł o tym wiedzieć?

Cały tamten dzień był do dupy.
Całe to opko też ;]

A dlaczego? A dlatego, że ratowałem policjantkę. Po co? Po cholerę.
Jeśli dostałby cholery od tego ratowania to jeszcze miałoby to jakiś cień sensu, ale…

A stało się to tak, że szedłem sobie spokojnie, nikomu nie szkodząc i nie pomagając takimi ładnymi krzaczkami obok tyskich torów. Towarzyszył mi Stasiu, czyli mój bezdomny, bezrobotny i spłukany kumpel z gimnazjum.
Idealne towarzystwo dla miejscowego mafijnego bossa stanowią żule i tak będzie przez cały czas… tak tylko ostrzegam XD

Stasiu chciał dostać robotę. Wszystko mu było jedno, czy brudną, czy czystą, byle starczyło na kawalerkę i na życie.
Oczywiście mała Zuzia wiedziała, jakie są ceny kawalerek w centrum miasta, prawda?

Przyszedł z tym problemem do mnie, bo nigdzie go nie przyjęli. Trzeba wspomnieć, ze Stasiu skończył edukację na poziomie trzeciej klasy gimnazjum powtarzając ją trzy razy, do osiemnastki. Z takim, ekhm, wykształceniem można albo robić u mnie czarny biznes, albo kopać rowy.
Jak widzimy, pan Tross bynajmniej nie troszczy się o… jakość… swoich pracowników. Co tam, że ktoś na przykład weźmie kasę i poleci donieść na komisariat… Swoją drogą, co on rozumiał pod pojęciem „biznesu”?

Ewentualnie można być grabarzem, albo kościelnym.
Bez problemu. Z takim wykształceniem można przebierać w ofertach parafii poszukujących żula na stanowisko grabarza ;]

No to uprzejmie zaproponowałem mu rozprowadzanie trawki.
Mafijnym dealerem narkotyków może być KAŻDY! Don Tross nikogo nie skreśla ze względu na iloraz inteligencji czy poziom wykolejeństwa życiowego…

A on co? "Nieee, narkotyki to nie bardzo...". Nie to nie, bez łaski, uczciwy się znalazł! Tak jakbym mu ćpać kazał. Też nie ćpam i nigdy nie ćpałem.
Patrzcie, jak wybrzydza! Tross, miejże jaja, człowieku i nie wiem… zastrzel tego żula? Może właśnie dlatego przegrał wybory na dona? Czujecie, jeśli to się odbywa podobnie jak konkurs na dyrektora, to komisja zadaje mu pytania… „Panie Tross, jaka jest pana wizja naszej mafii? – Chcę, aby moja mafia była przyjazna i otwarta dla każdego, dlatego będę proponował dealowanie trawą każdemu żulowi, który przyjdzie mi się wypłakać w rękaw, że nie ma na jabola.”

Ale znowu odbiegam od kontekstu.
Zabij się.

Więc usłyszeliśmy, ze nie jesteśmy sami. Dałem nura w krzaki (w końcu jestem najbardziej poszukiwanym przestępcą w Polsce), a Stasiu poszedł zobaczyć co jest grane.
Najbardziej poszukiwany przestępca w Polsce chowa się w krzakach koło torów. Nie, żeby koło tych „krzaków”, które aŁtorka miała na myśli, mieszkańcy chodzili na spacery z psami. I nie, żeby były widoczne z ulicy. Absolutnie nie.
Poza tym, czemu on, do wuja pana jest najbardziej poszukiwanym przestępcą w Polsce? Ukradł ze sklepiku szkolnego gumy do żucia i batonika?

Wrócił i wyjechał z tekstem, ze "chyba kogoś gwałcą".
Tak. Gwałt, z którego można wyratować swoją przyszłą damę serca już na samym początku opka…

Gdybym nie był taki głupi, poszedłbym w przeciwną stronę. Ale nie! Ja oczywiście musiałem być cholernie szlachetnym rycerzem i ocalić damę z opresji.
Przecież głupota, szlachetność i rycerskość to podstawowe cechy najbardziej poszukiwanych przestępców w Polsce.

Dobra, z tą szlachetnością, to nieco przegiąłem.
Przynajmniej co do głupoty miałeś rację, bro ;]

W każdym razie poszedłem tam, uprzednio każąc Stasiowi zostać na miejscu.
Bo to ja jestem tró loffem i to ja uratuję damę… Nie godzi się, żeby pomagał mi w tym jakiś żul bez charakteru i żadnych cech!

Po prostu chciałem się popisać i tyle.
Bo mam 13 lat, u chłopców w tym wieku popisywanie się jest normalne ;]

Wyciągnąłem z kieszeni (wait, skąd? XD) pistolet i przyłożyłem lufę do karku gwałciciela. Nie, żebym miał ochotę go zabijać, czy coś takiego. Nie, po prostu taki ruch zawsze robi wrażenie.
Patrzcie, jakim jestem złym bandytą! Ale tylko się popisuję, nie, żebym chciał się zachowywać jak na przestępcę przystało…

Dziewczyna klęczała na ziemi, a strzępy policyjnej marynarki leżały obok niej. Pokonana policja jest jak miód na me serce
„Nienawiść do policji, tak zostałem wychowany”

ale ona była dziewczyną, a ja nie lubię, gdy ktoś gwałci dziewczyny.
Chłopców można, nawet chętnie popatrzę, ale żeby tak dziewczyny? XD

- Nie warto, stary - powiedziałem. - Bo dostaniesz policyjną pałką w łeb, a to nie jest przyjemne.
Bo ona jest bardzo bojowo nastawiona, tylko tak cię nabiera, triksterka…

- Odwal się. Nie masz kogo gwałcić to idź do klubu nocnego!
Co robisz, kiedy ktoś przystawia ci pistolet do karku? Ależ oczywiście, że pyskujesz! A poza tym, którą stroną myśli ten facet, skoro uważa, że ktoś, kto przyszedł z pomocą jego ofierze atakuje go, bo… sam chce zgwałcić tę ofiarę?
No, ale przyzwyczajcie się, że poziom intelektualny przeciwników Trossa wynosi zwykle -140…

Wywróciłem wymownie oczami.
- Ja nie gwałcę. Wiesz, jak łatwo załapać hifa?
- Na pewno trudniej niż 40000 za ciebie.
40000… czego? A tak w ogóle to gdzie się podział ten pistolet, co to go boCHater przyłożył do karku napastnika? Tross, taka krótka lekcja bycia przestępcą – najpierw strzelaj, później pytaj ;]

Rzucił sie na mnie, jakby miał ochotę mnie udusić. Usunąłem się grzecznie z drogi, podstawiając mu nogę. Nie ma to jak być podłym padalcem, takim jak ja.
Bo podstawienie nogi komuś, kto chce cię zabić lub wymienić na czterdzieści tysięcy jest taaaakie podłe!

Noga w prawdzie trochę zabolała, ale gość tak malowniczo się wywrócił, że było warto. Niedoszły gwałciciel spojrzał na mnie z nienawiścią i odszedł wściekły.
Drogie dzieci, komuś, kto był na tyle sprawny, żeby prawie udało mu się zgwałcić policjantkę i przed chwilą próbował was zabić należy podstawić nogę i sobie pójdzie… Tylko nie próbujcie tego w domu, bo będzie na mnie XD

Prawdę mówiąc, ja też powinienem sobie wtedy pójść. Już zrobiłem wystarczająco dobrego. Jednak nie potrafiłem jej tam zostawić (w końcu jestem takim badasem, nie?). Siedziała na trawie i chlipała cicho. Było mi jej prawdziwie żal. Może to zabrzmi dziwnie, ale miałem wrażenie, ze powinienem jej to wynagrodzić (a może raczej ona tobie powinna podziękować?). No to wziąłem się za to wynagradzanie, nieudolnie, bo nieudolnie, ale jednak.
- Nic ci nie jest? - spytałem, zrzucając na chwilę maskę z kpiącą miną. Ona spojrzała na mnie bardzo dziwnym wzrokiem (miała zeza?). Chyba zorientowała się kto ją uratował. Wstała.
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziała. Tak, na pewno się zorientowała kto. Nie wiedziałem jak się zachować. Jednak ona jednym ruchem pozbawiła mnie tego dylematu. Co zrobiła? Dała mi w nos. Tak po prostu, moim skromnym zdaniem bezpodstawnie.
Może w jej świecie przywalenie komuś znaczy coś miłego, jak „dziękuję”, „co ja bym bez ciebie zrobiła”?

- Au! Za co!? – wykrzyknąłem.
- Wiesz co powinnam teraz zrobić? - przewidywalne pytanie. Powinna zakuć mnie w kajdanki i odprowadzić na komisariat. Tak zrobiłby każdy wzorowy policjant. A czy ona była wzorowa? Cóż, chyba aż tak źle nie jest...
Złotko, jeśli jesteś, jak twierdzisz, najbardziej poszukiwanym przestępcą w Polsce, to powinna wyjąć paralizator, obezwładnić cię, zakuć i wezwać posiłki…

- Oczywiście, że wiem - odpowiedziałem drwiąco. - Ale tego nie zrobisz, bo gdyby nie ja, to by cię ten pacan zgwałcił.
Zamrugała szybko. Spojrzała mi w oczy. Chyba nie wiedziała, co by się stało, gdyby nie ja…
- W takim razie dziękuję - rzekła urzędowym tonem. - A teraz daj mi spokój i wracaj do brudnej roboty. A policja i tak cię dorwie i pożałujesz!
Dobra, może i cię uratował, ale… no nic, życzę tej policjantce awansu ;/

Roześmiałem się w duchu. Oczywiście, pożałuję...ale chyba dopiero po osiemdziesiątce, biorąc pod uwagę tępo "łapania" mnie.
Faktycznie, „tępo” to dobre słowo w tym przypadku…

Patrzyłem chwilę za nią. Bała się. Trzęsła się cała i szła bardzo niepewnie.
Bo za każdym drzewem może czaić się staw?
I jak rozumiem, wcześniej była taka pewna siebie, bo była w szoku pourazowym?

Już miałem za nią iść, kiedy przypomniałem sobie o Stasiu. Wręczyłem mu pięć dych i pobiegłem za nią.
Nie wiem, co poetka miała na myśli, nie pytajcie mnie…

- Pozwolisz sie odprowadzić? Halo, człowieku, nie było przypadkiem mowy o tym, że jesteś POSZUKIWANY?
Odwróciła się w moją stronę. Zmieszana wbiła wzrok w ziemię i skinęła głową.
- A jeśli ciebie złapią to co?
 - Najwyżej powstawiają nam przecinki w wypowiedzi…

Uśmiechnąłem się kwaśno, w sercu ciesząc się, że ona nie życzy mi pudła, ani krzesła elektrycznego.
Spokojnie, to Polska, dostaniesz pół roku w zawieszeniu i kuratora i z głowy ;]

- To napiszą o tym w gazetach, będą oblewać zwycięstwo, a ja niezauważony przez nikogo dam nogę - odparłem. Nic nie powiedziała, ale i tak zorientowałem się, ze coś nie tak. Potem zrozumiałem, o co chodzi. Zrobiłem pierwszy błąd. I niestety nie ostatni...
Po prostu nie chciała komentować twojej głupoty, bo byłoby ci przykro…
A co do błędu to chyba też nie pierwszy, co? A nieudany skok i przegranie wyborów to co, pies?

"Nadeszły chude lata... No to przyjdą anorektyczne."
Nie ma to jak pseudohumorystyczna pseudometafora na początek ;]

Obudziłem się z kacem stulecia. Dawno tak mnie nie bolał łeb. Przez chwilę nie umiałem sobie przypomnieć co właściwie się ze mną dzieje. Nic dziwnego. Zalałem się w trupa.
Gratuluję… ale przynajmniej widać tu jakiś cień badasowości, nie to, co wcześniej.

Usiadłem na łóżku. A, już pamiętam. Obchodziliśmy wigilię Bożego Narodzenia. Hucznie, jak widać...Tak, niektórzy idą się modlić, inni idą pić wódę...Wstałem i zachwiałem się lekko. Jęknąłem cicho. Pije się fajnie, ale kac bywa męczący...ale do południa rozejdzie się po kościach.
Do południa? To o której on wstał, o czwartej rano? A imperatyw ma oczywiście gdzieś to, że w poprzednim rozdziale jedno się kryło w krzaki (które w końcu grudnia stanowią jeszcze bardziej marną kryjówkę), a drugie siedziało na trawie…

Ktoś zapukał do drzwi. Nie, nie zapukał, a zagrzmocił. Otworzyłem je.
Czemu ten śnieg tak głośno padaaaa? T-T

- Żyjesz po wczorajszym? - pyta Romek i ładuje się z bebechem na moją kanapę bezceremonialnie zmieniwszy czas narracji. Zerknąłem na niego niezadowolony, ale jego tępa, aczkolwiek silna, osoba nie zajarzyła o co chodzi.
Jak ktoś jest silny, to musi być głupi, to logiczne…

- Jakoś. A mogę spytać, czy obecny  s z e f  też? - wycedziłem.
A może byś chociaż spróbował przełknąć tę porażkę z honorem?

- Robi rozróbę. - Romkowi zrzedła mina. - Nadeszły chude lata. - westchnął. Zakląłem cicho. Miałem ochotę wywalić Romka z pokoju. Juz zaczynałem mieć dobry humor i co?
A co ten cały Romek winien, że wam gorzej idzie bycie przestępcami? Odkryłeś, że na ciebie nie głosował?

No nadeszły, nie ma się co oszukiwać. Tak się wkurzyłem, że aż mi kac przeszedł. Wyszedłem więc z meliny, z myślą, że a nóż widelec kogoś uda się okraść.
A to jest, przepraszam, mafia, czy jakiś gang kieszonkowców? Swoją drogą, oni w tej „melinie” mieszkają tak wszyscy razem, czy jak?

Miałem w planach długi spacer po Tychach. Szczerze mówiąc to miasto coraz bardziej schodzi na psy, jednak dla przestępczości jest jak żyzna ziemia dla zboża. Plony na prawdę są obfite.
No już bez przesady… niby nietrudno znaleźć bardziej bezpieczne miasto, ale akurat zaawansowana przestępczość to by się nie miała gdzie tu zainstalować.

Założyłem ciemne okulary, wziąłem długą, biała laskę dla niewidomych i ruszyłem na spacer. Chciało mi się śmiać z tych wszystkich ludzi. Wystarczy chodzić jak ślepiec i zaraz wszyscy biorą cię za ślepca. Jak wiele może zdziałać przebranko i odrobina sprytu...
Taa, jak Janosik przykleił sobie wąsy, to też go nikt nie potrafił rozpoznać, ale sprytu w tym wszystkim jest taka odrobina, że nie umiem jej znaleźć…

Wlazł na mnie jakiś gość. Biznesmen. Zachwiałem się jak niewidomy i nic nie powiedziałem.
Bo udawałem również niemowę. Swoją drogą, ludzie w tym mieście mają wytatuowany na czole zawód, czy co?

- Stokrotnie pana przepraszam - powiedział facet z nutką współczucia w glosie.
- Ale nic nie szkodzi - odparłem miękko. Nawiasem mówiąc nic dziwnego, że ślepi są często psychologami. Sama łagodność tonu robi swoje, a oni dziwnym trafem wszyscy mówią tak samo.
Yyy… nie wiem już, w jakim świecie żyje ten gość, ale w moim niewidomi często są masażystami i nie ma to nic wspólnego z łagodnością ich tonu.

- Wie pan, spieszę się. Prawdopodobnie jest jakiś namiar na Trossa.
Przy okazji, moja matka była dziewczynką z anime i tak mi zostało, że mówię wszystkim, co zamierzam i o czym myślę, mam nadzieję, że panu to nie przeszkadza?

Kiwam głową jak koń i idę dalej, a biznesmen, który okazał się inspektorem biegnie do swojego celu, którym niewątpliwie jest komisariat. Cóż, jaka szkoda, ze tam nigdy nie dotrze (a najcenniejszy skarb świata sobie spokojnie płynie do Syrakuz…). Zaczaiłem się z pistoletem i wtedy po raz pierwszy w moim przestępczym życiu przyszła myśl, że może go jednak oszczędzę.
Przyleciał świerszcz Jimmy i powiedział ci, że jest twoim sumieniem?

Nic złego nie zrobił. Przecież tylko powiedział odrobinę za dużo, a że nie patrzy do kogo wietrzy to dla mnie lepiej, bo zostałem ostrzeżony.
Najlepiej zrób go w nagrodę swoim consigliori =.=

Więc stwierdziwszy, ze zabicie gościa byłoby nie fair, schowałem broń. Moja głowa była jak wielki stadion (pusta w środku i z otwieranym dachem?). Połowa wiwatowała na moją cześć, a druga połowa wyła z potępieniem, szydząc "i to ma być najgroźniejszy przestępca w kraju?".
A trzecia część drugiej połowy skandowała zawzięcie „nie zaczyna się zdania od WIĘC”

Najgroźniejszy? Bzdura! Co czyni przestępcę "najgroźniejszym"? Chyba nie rekordowa liczba udanych napadów na banki...
 Czyli w poprzednim rozdziale taki byłeś najgroźniejszy, podły i najbardziej poszukiwany, a teraz co? Zdecyduj się, chłopie!

A w ogóle, to zawsze sprawdza sie przeszłość przestępcy, by go ukarać...nie wiem czemu naszła mnie ta myśl.
Miałem trudne dzieciństwo i pochodzę z patologicznej rodziny?

Czy moją przeszłość ktoś sprawdzał? Nawet jeśli tak, to ona mnie nie ratuje. Wychowałem się w wykwintnym mieszkanku z wykwintną mamuśką i równie wykwintnym ojczymem.
Myślałam, że określenie „wykwintny” zarezerwowane jest bardziej dla homara niż dla rodziców i mieszkania, ale niech będzie…

Moja siostra tego nie przeżyła, na swoje własne szczęście umierając w wieku 3 lat.
No dobra, to akurat jest… traumatyczne.

Co do mojego ojca...cóż, był mordercą. Zabijał "na zlecenie". Ale to nie ważne.
Jasne, to zupełnie bez znaczenia, że twój tata zabijał ludzi w ramach pracy zarobkowej… A ten pistolet to Siara ci dał?

A zatem wychowywałem sie w "głębokiej wierze katolickiej", może dlatego jestem ateistą. Mój ojczym był fanatycznym obłudnikiem (allah akbar?). Potrafił godzinę klęczeć z uniesionymi rękami na kafelkach, pogrążony w czymś, co nazywał modlitwą. Jako dziecko codziennie chodziłem do kościoła na siódmą, przed szkołą (no to jest dość przykre…). Dlaczego nazwałem go obłudnikiem? Dlatego, że wszystko, co robił, robił po to, by sie pokazać. Bo przecież kto i po co biega po ulicach i ryczy "Bóg jest miłością", jak nie obłudnik po to, by wszyscy wiedzieli, że jest "wierzący"?
Musiał się ten pan cieszyć ogromnym szacunkiem wśród sąsiadów…

Dlaczego nazwałem go wykwintnym?
Bo podawano go w sosie z czekolady i sera pleśniowego w najdroższej restauracji w mieście?

Cóż...miał szafę garniturów z Hugo Bossa, półkę z perfumami z najdroższych firm, ponad setkę krawatów (połowy nie nosił), kafelki w całym mieszkaniu, podwieszane sufity i najdroższe z możliwych mebli.
Moje biedactwo, to takie straszne! Swoją drogą, co jest „wykwintnego”, czy chociaż drogiego w podwieszanych sufitach i kafelkach?

Ile miał? Nie liczyłem, ale był multimilionerem. Ile dawał na kościół? Nic.
„Ile zapisać na pana nazwisko? – Nic” Scrouge mode ;]

Moja matka była niewidzialna. Znikała w cieniu swego męża, zgadzała sie z nim w każdej kwestii i tak dalej.
Nie była niewidzialna, tylko wiedziała, że w przyszłości będziesz musiał udawać niewidomego, żeby iść na miasto okradać staruszki, więc chciała cię na to przygotować…

W gimnazjum uchodziłem za najbogatszego człowieka w szkole. Chyba nawet słusznie. Wiadomo, jak w szkole wygląda hierarchia. Podobnie jak w siedemnastym wieku - szlachta i plebs. I jeszcze był król, którym byłem ja. W szkole przewodniczący, a w domu podwładny...imponujące.
A jako przewodniczący miałeś najpewniej wielką władzę, nauczyciele chodzili jak w zegarku, a dyrektor i fiordy to ci z ręki jadły?

I tak sobie żyłem jako zwykły zadręczany w domu nastolatek.
A to zadręczanie to polegało na czymś konkretnym, czy tylko na tym, że rodzice kazali ci chodzić do kościoła?

Aż do pewnego dnia, który nieodwracalnie zapisał się w mojej pamięci jako najszczęśliwszy w życiu. Pod kościół pod wezwaniem bł. Karoliny zajechała czarna limuzyna. Wysiadł z niej gościu w ciemnych okularach i skórzanej kurtce. I zawołał mnie po imieniu, mówiąc, że wiedział, że mnie tu znajdzie. Mój ojciec...
No, synu, takie widzisz mam auto… Siara mi dał…

Wlazłem niechcący na trawnik. Znak, ze należałoby wrócić do rzeczywistości. Szkoda, lubię wracać do tego dnia.
Jakiś wyższy level udawania ślepca? Albo faktycznie jesteś MarySue i nie potrafisz jednocześnie myśleć i iść prosto?

Zaczął padać mokry śnieg. Weseli ludzie świętowali Boże Narodzenie. Dziwnie mnie to przybiło...bo ja chwilowo nie miałem z kim świętować.
Jemu też się włączył Scrouge mode i zaczął swoją opowieść wigilijną. Ech.

Przecież te przygłupy z mafii...dwa miesiące i żadnego zysku...
„Mafia, którą stworzyłem i z którą byłem w zdrowiu i w chorobie…” Dobra, wiem. To, co było w poprzednim rozdziale nie ma znaczenia w tym, nie powinnam się czepiać…

westchnąłem, a w mojej głowie zaświtała szatańska myśl. Nadeszły dla nich chude lata? No to nadejdą anorektyczne.
Bo jestem taki zUy, mwahahaha!

Znowu zwycięża żądza zysku...i w ogóle żądza.
Pytanie tylko, co było przeciwnikiem tej… żądzy.

Odłączając sie od mafii, człowiek bierze na siebie pewną przysięgę.
Przysięga, że żałuje, obiecuje poprawę i umrze w miłości dzieci bożych?

Mafia nie jest głupia, ale zasady ma proste: dołączając się do mafii służysz jej do końca. Albo przysięgasz, ze nie zdradzisz przestępców.
A oni cię po prostu puszczają i absolutnie nie chcą cię zabić? To nie mafia, to jakaś cyganeria kieszonkowców i pomniejszych dealerów…

Co da przysięga? Otóż tyle, że nic. Absolutnie nic, bo w dzisiejszym cywilizowanym świecie jak zaufasz komukolwiek, jesteś spalony na starcie. Jednak wydanie mafii się nie opłaca i to wszystko. Kończę przynudzać.
Wreszcie. Idziesz się powiesić?

Ja odłączony od mafii wolny człowiek oświadczam, że przysięgałem. I co? Zaufali mi. Czy są spaleni na starcie? Zobaczymy.
Bitch, please, co ty możesz zrobić mafii?

Nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem, ale nie miałem siły o tym myśleć. Na razie zaszyłem sie w kawalerce i czekałem na właściwa okazję, by pobawić się kosztem naszej kochanej, rozwalającej sie mafii.
Mafia się rozwala, bo opuścił ją mózg, jak rozumiem? Skoro poza Trossem były tam same przygłupy… Zresztą ciężko się dziwić, że skład tej bandy jest jaki jest, skoro ich don przyjmuje do niej byle kogo, nie?

Byłem trochę przybity, jednak powody do radości tez były. Policja zaczęła strajkować o większe płace. O, ile mądrości jest w powiedzeniu, ze "jak kota nie ma, myszy harcują"! Aż się serce raduje od patrzenia na kwitnący ciemny interes.
Tyle okradzionych staruszek, tyle porysowanych samochodów, tyle zastraszonych siedmiolatków… Oh, wait.

[Przyłazi Stasiek i pyta Trossa, czy pewne mieszkanie jest jego. Wytnę, bo podałam tam swój dokładny adres XD]

Szczęka mi opadła. Skąd ten książę żuli wie takie rzeczy? Mieszkanko na Piłsudskiego... komuś je wynająłem przez Internet. Ładne było. Miało taki fajny rozkład...zatruł je mój ojczym, dlatego je wynająłem.
Wcale nie chcę wiedzieć, co taka ciepła klucha, jak ty, zrobiła z prawowitym właścicielem…

[Nic niewnoszący dialog, cut off]

Szatan z tego Stanisława. Wcielony szatan. Tak więc dowiedziałem się, że mieszkanko na Piłsudskiego gości policjantkę, niejaką Aleksandrę Żurawik. Wziąć policjantkę w "zastaw" i już prosta droga do wprowadzenia sycylijskiego systemu rządów. Tychy wejdą w posiadanie mafii i staną sie światową metropolią, stolicą europejskiej przestępczości...piękna wizja...A zrealizować ją mogłem dzięki Stasiowi i jego wypowiedzi: "A nie wisi ci on przypadkiem czynszu?". Co za szatanek. Ha, Antoni nie ma u mnie długu. Ale może zacząć mieć...
Jakiś koleś jest mu coś winien, dlatego on weźmie jego córkę jako zakładniczkę, a Tychy kupią mafię? To ma sens… To ma nawet dwa sensy!

- Ty szatanie - powiedziałem ze szczerym podziwem. On roześmiał sie tylko. Dałem mu dwie stówki. Powiedział tylko, ze cieszy się, że mógł mi pomóc i poszedł. Wiedziałem doskonale, ze Stasiu zaraz przepije te pieniądze. A z resztą, niech pije na zdrowie. Ja miałem już plan i los Księcia Żuli niewiele mnie obchodził. Mnie rzadko obchodzi czyjś los (bo jestem taki zUy… *ziew*). A plan był taki, by wyciągnąć od przyszłej ofiary - Aleksandry - jak najwięcej informacji, rozwalić policję i tyle. Pokonać to miasto.
Bo miastem rządzi właśnie policja… Tak. Logiczne. Najlogiczniejsze na świecie…

[Tross gotuje obiad, nuci hymn GKS-u Tychy, a potem jedzie do wspomnianego wyżej mieszkania. Nudy.]

- Słucham? - odezwał się grubawy facet, który otworzył drzwi. Przedstawiłem się z dostojną miną i pokazałem mu pismo. Spojrzał na mnie. - Nie...niemożliwe...
- A jednak.
- Nie mam tyle - powiedział cicho. Żal człowieka. To przecież tylko głupie 10000, a on nie ma.
Może jeszcze gotówką byś chciał te głupie dziesięć tysięcy? Przecież nie ma czego wpłacać na konto, to tylko drobne na lody… ;]

- To nie mój problem. Uczciwie wynajmuję panu to mieszkanie i oczekuję uczciwej wpłaty.
Szczerze powiedziawszy nigdy nie przypuszczałem, ze mogę wypowiedzieć tak paskudne kłamstwo. Sam siebie czasem podziwiam.
Wiemy, wiemy, jesteś zUy i cierpisz na bezpodstawny samozachwyt…

- Jeśli nie zapłacę? - spytał ze strachem.
- To chyba jasne - sam bym się przestraszył swojego spokojnego tonu. Coś strasznego. Zero jakichkolwiek ludzkich uczuć (ekhm...tu warto wspomnieć, ze tak mnie widzi władza i że powinienem zacząć się starać zapracować na taki wizerunek…).
Do policjanta mówi się „panie władzo”, ale drogi przestępco, to ma taką samą moc sprawczą, jak mówienie „pani profesor” do nauczycielki w liceum…

- Niech mi pan da trochę czasu...- poprosił cicho, nie wiedząc nawet, że robi to, na co czekam.
- Dwa tygodnie - odparłem zimno. - Ale nie za darmo.
W tym momencie do przedpokoju weszła Aleksandra. Poczułem jak sztywnieją mi mięśnie (bitch please!). Rozpoznałem ją od razu. To ją ratowałem od gwałtu. Ona mnie też rozpoznała, ale wcale nie ucieszyła się na mój widok. Podeszła do mnie.
- Co robisz w moim domu, Tross? - spytała lodowato. Roześmiałem się drwiąco.
Hej, ci ludzie właśnie się dowiedzieli, kim jesteś, najbardziej poszukiwany przestępco! Może powinieneś raczej stąd spieprzać, a nie się drwiąco śmiać, zanim zamkną cię w łazience jak niegrzecznego kota i wezwą brygadę antyterrorystyczną?

- To  m ó j  dom, Aleksandro. Moja własność - uświadomiłem ją. - Jak już mówiłem, nie za darmo - zwróciłem się do jej ojca. - Biorę ją w zastaw, a pan ma dwa tygodnie na oddanie mi pieniędzy.
- Co?! Przecież...
- Zamknij się - rzuciłem w stronę dziewczyny. - To jak?
Antoni skinął głową drżąc lekko. Wymusił na mnie jeszcze obietnicę, ze nie zrobię Oleńce krzywdy. Mogłem mu to z czystym sumieniem obiecać, bo nie zamierzałem jej katować, ani nic w tym stylu.
- Idziemy - warknąłem.
I tu mamy dowód, że wszyscy, absolutnie wszyscy przeciwnicy Trossa mają IQ -140… Teraz pani policjantka z nim spokojnie pójdzie i nie, żeby próbowała jakkolwiek schwytać tę sławetną najdroższą głowę w kraju…

Całą drogę do mojego mieszkania nie odezwałem się ani słowem. Ola syczała coś tam o czymś tam, ale dostatecznie zagłuszyłem ją radiem. Wiem tylko, ze odgrażała się policją i swoim chłopakiem.
Ależ to dojrzałe…

Gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu powiedziałem jej tylko, gdzie będzie spała i z grubsza wymieniłem, czego jej nie wolno. Poszła obrażona do wskazanego przeze mnie pokoju. Zamknąłem go na klucz i włączyłem komputer.
Baba poszła to można pograć w LOLa… Swoją drogą, czy to mieszkanie nie było czasem kawalerką jeszcze rozdział temu? Wyrósł tej kawalerce jakiś dodatkowy pokój przystosowany do przetrzymywania zakładników?

Wszedłem na naszą klasę w nadziei, że chociaż pogadam sobie z Aśką. Jednak nie odpisywała. Szkoda. Aśka była na prawdę fajną laską. Chodziłem z nią w gimnazjum. Miała takie długie, śnieżnobiałe włosy, przez co nazywali ją Białogłową. Była przewodniczącą kółka zbrojnego...eh, może najpierw wyjaśnię, co to kółko zbrojne. A więc, kiedy byłem przewodniczącym szkoły (a fiordy to mi z ręki jadły…), dorobiłem się wręcz dyktatorskiej władzy wśród uczniów (a na czym polegała ta władza? Musieli płacić ci podatki od pieniędzy do sklepiku, odrabiać za ciebie lekcje, pozwalać cenzurować szkolną gazetkę i pytać o pozwolenie na wejście do toalety?)(nauczyciele zawsze żyli swoim rytmem). Ale, jak to bywa w polityce, byli tacy, którzy próbowali mnie stłamsić. Pogardliwie nazywałem ich "kółkiem zbrojnym" („opozycja” byłoby zbyt meinstreamowo?). Pamiętam tam prawie wszystkich...Wojtka, co chodził z Aurelą, która kochała się w Remku; Kaśkę, zwaną Kryśką; Białogłową Aśkę, przewodniczącą; Wiktora, który pod koniec szkoły okazał się Piotrkiem; Zuzę, długonogą wredotkę; Magdę, mistrzynię łyżwiarstwa figurowego... ci wymienieni najbardziej zaleźli mi za skórę (dorysowali ci wąsy na plakacie wyborczym?). A Zuza i Magda, to w ogóle...Raz, jak wracały po ciemku z lodowiska chciałem się niewinnie zabawić kosztem Zuzy, która była silna tylko w słowach i to w świetle dnia (nie wiem skąd ona miała siłę na narty, skoro wymiękała w połowie okrążenia boiska na wf). No to ją tylko chwyciłem od tyłu (co właśnie dowodzi, że to ONA zalazła mi za skórę…). Zaczęła się drzeć, a Magda, która robiła chyba za nocną straż Zuzy wyrżnęła mi łyżwą po łbie (niedługo po tym umarłem wskutek rozłupania czaszki). Jak się zorientowały, że to ja to przeprosiły, ale bolało nadal (bolało? Powinieneś mieć przynajmniej wstrząs mózgu!).

A z Aśką to poważniejsza historia. Mieszkała na hotelowcu (a to niewątpliwie dowodzi powagi sytuacji…). Raz mieliśmy razem robić prace na WOS (Tross i Trzcinka). Przyszedłem do jej domu. Okazało się, ze nie mamy brystolu i lecieliśmy do papierniczego. Wróciliśmy i odkryliśmy, że Aśka zgubiła klucze. Biegaliśmy po całym hotelowcu i jak wariaci szukaliśmy kluczy. Skąd wzięły sie w mojej kurtce, do dziś nie wiem (już wtedy byłeś kleptomanem?), w każdym razie jak się znalazły, tośmy się całowali z 15 minut obok telepizzy (no i tak właśnie było, panocku, hej!). Tak, Aśka była na prawdę fajna...

'Co, znowu nie przyjęli łapówy?' odpisała. Uśmiechnąłem sie do komunikatora GG.
'Nie...zakładniczce chyba się nie podoba jej rola...'
'Masz zakładniczkę???' Coś w tym dziwnego? Każdy chyba kiedyś miał... (absolutnie każdy, to przecież zupełnie normalne…)
'Od godziny. Już mam jej dosyć' odpisałem zgodnie z prawdą. Ola doprowadzała mnie do szewskiej pasji zwłaszcza tekścikami, że "jak jej chłopak mnie dopadnie to..." (przepraszam, można zadawać głupie pytania? Jakim cudem ta laska jest policjantką, skoro nie potrafi sobie poradzić z aż tak nieporadnym przestępcą?)
'Ha, ha, ha. Tross?'
'Co?'
'Po co ci zakładniczka?'
'Tajemnica zawodowa, koleżanko. :)'
'Wiesz, sorry, muszę kończyć...mąż idzie :*:*'
'Jasne. Pozdrów go. Powiedz że ode mnie'.
Jak rozumiem, informatycy w tym mieście wyginęli i Tross nie obawia się, że zostanie znaleziony po IP komputera?

[Tross kończy rozmowę, a Ola wyłazi z pokoju i oznajmia, że jest głodna]

- Jak coś ugotujesz, to możesz jeść.
Bez słowa poszła do kuchni i zrobiła dla nas jajecznicę. Przyznam, ze całkiem niezłą, z tym, że to, co przypaliła dała mnie.
Co za mściwa kobieta!

- Po co właściwie jestem ci potrzebna? - spytała, przerywając ciszę. Uśmiechnąłem się lekceważąco.
- Żebym miał co jeść - odpowiedziałem. Chyba się trochę wnerwiła.
- Niech ci się nie wydaje, ze długo! - wycedziła.
- A to czemu? - spytałem, nie pohamowując ataku drwiącego śmiechu (kawał ze mnie chama, nie ma co naprawdę masz się czym chwalić, nie ma co…).

- Bo jak mój chłopak...- zaś zaczyna. Koszmar jakiś. Wzięła sobie za punkt honoru, żeby mnie rozdrażnić?
Może to jedyna rozrywka, jaka jej została? Ale nie przejmuj się, jeśli tak łatwo cię rozdrażnić, to szybko jej się znudzi…

- A kim niby jest ten twój chłopak, co? Nie zapominaj z kim masz do czynienia. Jak ten twój kochaś cię tu znajdzie, może stąd nie wyjść.
Umrze ze śmiechu na widok tego arcygroźnego przestępcy?

Milczała chwilę, jakby się zastanawiając.
- Na pewno go znasz.
- Kto to? - spytałem nieco ostrzej.
- Inspektor Dawidowicz. I wystarczy jeden mój SMS, żeby dopadła cie tu cała policja i posadziła na krześle elektrycznym, czego ci z całego serca życzę.
Chwila, chwila! Olu… to on ci nie zabrał komórki, tylko tak cię pozostawił samej sobie, a ty… jeszcze nie wysłałaś tego SMS-a?!

Widelec, który trzymałem spadł z łoskotem na ziemię. Zraniła mnie, ale przecież nie mogłem jej tego powiedzieć.
- Nie wiesz co mówisz. - powiedziałem chłodno. - Pozmywaj.
Dramaturgia tej chwili tak bardzo powaliła mnie na łopatki, że nie umiem wstać…

Zabrała się za zmywanie. Gdy się odwróciła wszedłem do pokoju, który zajmowała. Inspektor Dawidowicz...nieźle się wkopałem. Trzeba by zetrzeć Dawidowicza z powierzchni ziemi, ale na to niestety trzeba czasu. Wziąłem do ręki jej komórkę. Nie wysłała jeszcze tego SMS-a. Wyjąłem z komórki kartę i przedziurawiłem ją gwoździem.
- Co ty robisz? - zawołała z przerażeniem, wchodząc do pokoju.
Mam rozumieć, że zanim ją uprowadziłeś, nie sprawdziłeś, kogo może mieć za plecami? Gratuluję, doprawdy =.=


No i tyleż. Jeśli się podobało, to może kiedyś będzie ciąg dalszy. Może. Kiedyś.
Pozdrawiam Was, paskudy i do następnego! Trzymajcie się!

13 komentarzy:

  1. Czułam się jakbym czytała artykuł autorstwa Niekrytego :D uśmiałam się, że aż miło. I nie do wiary, że można było kiedykolwiek pozwolić Ci na napisanie czegoś TAKIEGO! Chyba, że planowałaś kiedyś w przyszłości ponabijać się na blogu z tej tfurczości :D Ach, te Tychy. Ach ten Tross.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, no z nim to bym się nie śmiała porównywać. Jednak markę ma już wyrobioną, chociaż jego żarty są czasami przyciężkie.
      No wiesz, miałam trochę mniej latek i trochę mniej wiedziałam, a że pisałam odkąd poznałam literki no to takie były tego efekty XD
      Tross taki zły. Taki przestępca. Wow. Bez uszanowanka.

      Usuń
  2. O porze, jaka beka. xD Przepraszam, naprawdę, przepraszam, ale opko cudne, a analiza jeszcze lepsza. Gratuluję takiego dystansu do siebie. :D

    Ach, i wszystkiego najlepszego! c;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opko jest pierwszorzędne do analizowania, także chyba się zabiorę za ciąg dalszy XD
      A dzięki, dzięki ;] Wszyscy mi tak dobrze życzycie, że chyba sobie pożyję te dwieście lat XD

      Usuń
  3. Porze, jaki ten Tross zły... Będzie mi się śniło po nocach, że idę ulicą a tu nagle najgroźniejszy przestępca w kraju kradnie mi portfel z kieszonkowym :D
    Cóż, mam nadzieję, że w Tychach jest jednak paru inteligentnych ludzi i straszny bandyta nie przejmie tego miasta?
    To było pienkne: "Usunąłem się grzecznie z drogi, podstawiając mu nogę. Nie ma to jak być podłym padalcem, takim jak ja." :D

    Ja zawsze jestem za tym, żeby śmiać się ze swoich starych (po)tworów. Tak w ogóle, to myślę że Twoi bohaterowie dogadaliby się z moją Kicią, tak samo nie grzeszą inteligencją :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i wszystkiego najlepszego na te lata późnej starości! :D

      Usuń
    2. *idzie szukać siwych włosów na głowie*
      No niby śmianie się z samego siebie to najwyższa forma poczucia humoru, soł... Chyba całkiem dobrze ze mną XD
      Tross nie grzeszy inteligencją, ale to, że istnieje to już bardzo poważny grzech XD
      Dzięki za życzenia! ;*

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. No fajnie, miałam wrócić do mieszkania i napisać Ci życzenia, ale jak wróciłam, to się okazało, że już jest jutro...:/ Gomen:( Ale możesz być pewna, że życzenia są jak najbardziej szczere:) Wszystkiego naj i dużo Rumpla:D
    Omg, uprzedź następnym razemXD Prawie oplułam sobie laptopa herbatąXD Bosze, to opowiadanie to majstersztykXD Ta akcja! Ci bohaterowie! TEN TROSS!! I jeszcze Twoja recenzja do tegoXD XD Toż ja już żadnego filmu o mafii nie będę mogła normalnie obejrzećXD Epickie, po prostu epickie;D A nawet powiedziałabym - zacneXD
    Buziaczki:) I nie gniewaj się na mnie za to spóźnienie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Ciebie się gniewać? XD Poza tym były przecież i życzenia na dworcu w Kato i generalnie bardzo odczułam, że o mnie pamiętasz ;]
      No z grubsza o to mi chodziło, żebyście poopluwali sobie laptopy i liczyłam na to, że ktoś z was pije mleko z miodem w tym czasie XD
      mwahahahaha!

      Usuń
  6. No, Kloss przy Trossie to pieluchowiec, a Chuck Norris może się odstrzelić, bo już nie jest królem! Detronizacja taka detronizująca, wow wow.

    Bosko Alu, bosko :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Geniusz Zła. Nie przeczytałam całości, no mi się nie chciało, ale z tego co wyczytałam zwała. Zabił mnie teks o podłym padalcu podstawiającym nogę i tym, że nie lubi jak gwałcą dziewczyny, a chłopaków to już spoko. Też czasem czytam swoje opowiadania płacząc ze śmiechu i zastanawiając się nad własny IQ. Uwierz twoje opko w porównaniu z moimi jest warte literackiego Nobla, bez wazeliny. Pamiętam, że kiedyś chciałam nazwać bohatera jakoś po francuskiemu i wyszło mi coś brzmiące jak [Dupą] tylko inaczej zapisane. Żenujące, przystojny amant miał nazywać się William [Dupą].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, moja ulubiona postać z dawnego opowiadania, którego chyba w życiu bym nie opublikowała, była czymś w rodzaju przenośnego barku, w każdym razie zawsze miała przy sobie alkohol i(?!) kieliszki!
      A amant o nazwisku [Dupą] całkiem spoko, pod warunkiem, że to parodia XD

      Usuń

Czytelnicy