czwartek, 6 marca 2014

Pisanie: ekspektejszyns/rijaliti, czyli spowiedź grafomana

Cześć, kochani ;]
Matko, jakie czułości z samego początku wpisu… ale się nie przyzwyczajajcie XD
Powiem Wam, że wieczór mam parszywy. Po pierwsze dowiedziałam się, że nie mam jutro zajęć z literatury, a teraz zajęcia z literatury mam genialne… No i to, że czytałam jak głupia lekturę zamiast „Wiedźmina” przez cały tydzień też mnie specjalnie pozytywnie nie nastraja. Noale. Dalej nie poszłam na siłownię, bo chciałam pisać i wyszło jak zwykle. Tu pogadałam z nową współlokatorką, tu poszłam sobie zrobić trzecią kolację tego wieczora, tu trzeba było nadrobić zaległości na jednym z moich ulubionych blogów… I właśnie. Potem sobie nie dosoliłam jajecznicy i w ogóle życie jest złe. Jak otworzę okno, to mi zimno, jak zamknę, to gorąco. Rozpadł mi się kosz na pranie. I jak żyć?!
W takich warunkach właśnie powstaje dzisiaj wpis, który jawi się, jako prawdziwe „pisanie o pisaniu”, spowiedź grafomana. Zapraszam.


Pisałam odkąd poznałam literki, wymyślałam coś zawsze. Zaczęło się od tego, że kiedy oglądałam bajki, nigdy nie zgadzałam się z ich zakończeniem, więc wymyślałam własne. Potem jakoś tak wyszło, że od słówka do słówka powstawały coraz większe kawałki tekstu, a wpływ na to miały różne wydarzenia, jakieś obrazy, które gdzieś tam zapadły mi w pamięć… Z jakiegoś powodu uważałam się za młodego geniusza, co poskutkowało popełnieniem dzieUa, które nazwałam „powieścią historyczną” i dobre trzy lata łaziłam dumna jak paw, jakbym była drugim Puszkinem (czujecie siłę tego porównania? ;>). Absurdalność, naiwność i dziesięć tysięcy innych usterek zaczęłam dostrzegać na szczęście zanim było za późno. Wolę sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby to coś poszło w świat… w każdym razie musiałabym zabić wszystkich, którzy to widzieli, a skromność każe mi wierzyć, że nie byłabym zmuszona dopuścić się ludobójstwa. Niemniej, jakoś nie zwątpiłam w swój „talent”, a coś, co nazywam „trybem wybrańca” nawet się nasiliło. Zaczęłam to dziełko przerabiać i poprzerabiałam je tak bardzo, że teraz nikt by go nie poznał… i dobrze. Tryb wybrańca nasilił się jeszcze w liceum, a później całkiem ucichł i został z niego tylko chłodny krytycyzm. Zdecydowanie zwątpienie we własne możliwości było najlepszym, co mogło się mojej bazgraninie przytrafić. A teraz pozwólcie, że trochę rozwinę temat, bo pisanie nie jest wcale łatwe lekkie i przyjemne…

Po pierwsze, wiele razy boleśnie przekonałam się o tym, że po kilku dniach niezdrowej podniety nowym pomysłem, dostaje się w twarz mentalną patelnią rzeczywistości (są literaturoznawcy? Właśnie była spiętrzona metafora, możecie sobie dopisać do referatu). Nie wiem, na ile to znacie, ale czasem jest tak, że w głowie pojawia się przypadkowa postać razem z jej otoczeniem, historią, charakterem i urywkiem dialogu. Przez parę dni recytuję ten urywek dialogu, szeptem, albo tylko mentalnie, zależy od zagęszczenia ludzi i luster dookoła. Prze parę dni chodzę szybciej i strzelam piorunami z oczu, minę mam jak wariatka i nie obcierają mnie żadne buty, a moje spojrzenie jest pogardliwe nawet przez sen. Czar pryska, kiedy podzielę się z kimkolwiek moją podnietą, albo spróbuję ją przelać na edytor tekstu, bo mentalna patelnia wali mnie w nos bezlitosnym stwierdzeniem, że nie, to jeszcze nie jest świetny pomysł na fabułę.

Po drugie, w myśl zasady, że mnie, grafomanowi, nie może być na świecie za lekko… czasami wymyślam ten urywek dialogu, a tu cegłówka bezlitosnej logiki spada mi na głowę z dosyć sporą energią kinetyczną. Otóż, przyznaję, mam słabość do układania dialogów pomiędzy postaciami o silnych charakterach, najlepiej wrogami. Tacy wrogowie darzą się takim szacunkiem, że już samo to jest nienormalne, bo dla kogoś, kto myśli logicznie, wygląda to tak, jakby jeden drugiemu podpowiadał, jak się pokonać. Oczywiście obaj są elokwentni i walczą nie tyle na słowa, co na krasomówstwo, obrzucają się zawoalowanymi obelgami aż miło, a bezcelowość wszystkich takich elementów dociera do mnie tylko czasami. Zdarza mi się pisać takie potwory, a potem skrzętnie wycinać je z fabuły, żeby nie śmieciły. Robię to tylko dla własnej przyjemności, to taki rodzaj mentalnego onanizmu. No i trzeba dodać, że takie rzeczy poza moją głową nie wyglądają już tak wspaniale…

Po trzecie, muszę Wam powiedzieć, że postacie są do pewnego stopnia żywymi bytami i nie do końca się da nad nimi panować. Mam postacie, które uwielbiam, ale one mnie raczej nienawidzą. Mam postacie, które lubię i dlatego robię z nich fabularne kołki, które tylko przeszkadzają, bo rzucę im za dużo do elokwencji, sprytu i mocy, więc nie da się ich usunąć. Są też postacie, których nienawidzę i te się mają najlepiej, bo tak mi się nie chce robić im krzywdy, że są chronione. Zmierzam mniej więcej do tego, że nie wszystko w fabule idzie po mojej myśli i czasami przez przypadek pozwolę postaciom zapędzić się w kozi róg. Jeśli jestem bogiem, a one moim stworzeniem, to jestem koszmarnie nieudolnym bogiem. Tworzę jakąś historię i co dwa zdania podłapuję martwy punkt, bo zrobię sobie w fabule taką sieczkę, że nie mam pojęcia, jak to posprzątać. Ogólnie już dawno zorientowałam się, że im dokładniej coś zaplanuję, tym bardziej niezgodnie z planem mi to wyjdzie, więc dałam sobie spokój z planowaniem i improwizuję.

Po czwarte, w głowie absolutnie wszystko wygląda lepiej. Przestałam się już dziwić i niepokoić, kiedy scena, na którą czekałam i dla której przemęczyłam dwadzieścia poprzednich rozdziałów nagle nie wychodzi, albo wychodzi zupełnie nie tak, jak ją widziałam. Kiedyś potrafiłam z tego powodu rzucić w diabły całą fabułę, nieważne, ile tego wcześniej było. Teraz tylko spokojnie przerabiam to tak, żeby wyglądało i krzywiąc się lekko wmawiam sobie, że nadrobię to przy ekranizacji (miejsce na Wasz wybuch śmiechu).

Po piąte, to, że mam czas, siłę, chęci, „wolną chatę”, dobrą playlistę i herbatę, wcale nie oznacza, że na pewno strzelę do południa dwa rozdziały i radośnie poślę je do recenzji. Właściwie to oznacza raczej coś zupełnie innego. Owszem, może się udać pisanie, ale tylko wtedy, jeśli wszystkie dogodne warunki wypadną przypadkowo, bo jeśli cokolwiek sobie zaplanuję to najrozmaitsze wypadki okołolosowe nie dadzą mi wprowadzić swoich planów w życie.

Dobra, to by było na tyle. Więcej grzechów grafoman nie pamięta, za wszystkie żałuje i obiecuje, że zrobi wszystko, żeby dowiedzieć się, jak ewentualnie można by się poprawić ;]
A grzechów i tak wymieniłam więcej niż zazwyczaj w konfesjonale…

No nic, pozdrawiam Was, czytelnicy moi mili i do następnego fspaniałego wpisó!

A post pisałam słuchając naprawdę dziwnych rzeczy, z czego najmniej dziwne jest to:


19 komentarzy:

  1. Hah, te "Białe Krowy" przypomniały mi coś takiego:
    https://www.youtube.com/watch?v=hD8CLqcWx8c
    XD Tak to jest, jak się ma chłopaka pasjonującego się dużymi zwierzętamiXD
    Hm, czyżby "fabularny kołek" odnosiło się do Risolota?XD Ależ dlaczego tak myślisz?XDD
    Jeśli Ty masz problemy z fabułą w swoich opowiadaniach, to popatrz sobie na moje^^'' I zupełnie nie widzę powodu do śmiechu - ja mam wielką nadzieję na taką ekranizację;D
    Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego postu, moja lista zaległych blogów tak mnie przeraża, że nie potrafię się zmóc, by się za nią wziąć^^''
    Buziaczki i do zobaczenia jutr... dzisiaj^^ Tylko trochę później;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Risolota i kilku innych xd ale on przoduje, bez wątpienia.
      Myślę, że i tak każdy ma problemy z fabułami, nie da się pisać i ich nie mieć. A trochę samokrytycyzmu dobrze robi ;)
      A no do zobaczenia, trzymaj się. No a tamtego wpisu sama bym nie skomentowała xd
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ukhm.
    Męczące, co nie? Ja przerwałam dosłownie na początku historii, a teraz opowiadania leżą i kwiczą prosząc o ich dokończenie! Nie mam na to ani ochoty, ani pomysłu, ani czasu i zdrowia psychicznego! No i mam ochotę na jakimś blogu, wepchnąć małą Elizabeth Edwards do Hogwartu! o_O

    Hmmm skądś to znam :-P Ja wchodzę do szkoły i pierwsze co robię, to zabijam wzrokiem zerówiaki lub pierwszaki! *_* tak fajnie uciekają...

    }}{{ -motylek
    Pozdrawiam/\/\/\/\/\

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, a jak masz nad głową recenzenta i deadline za parę miesięcy to dopiero jest fajnie xd wprawdzie deadline jest ustalony przeze mnie, żeby mieć większą motywację, ale i tak boli xd
      Nie wiem, dlaczego, ale czasem łażę po mieście z miną jaką powinna mieć moja postać w momencie, dajmy na to, kłótni z kimś, walki itd. A jak byłam w liceum to też się w maturalnej straszyło pierwszaków... ale bardziej niestworzonymi historiami o nauczycielach xd

      Usuń
  3. Ta mentalna patelnia rzeczywistości zupełnie mnie powaliła :D
    I ja też swoich sił z pisaniem próbuję, choć ostatnio (nie po raz pierwszy zresztą) doszłam do wniosku, że nie jestem do tego stworzona. Niemniej jednak, nieraz zdarzało mi się popełnić jakieś cudaki, pomysły też mi się plączą po głowie i tylko czekają na taki moment, gdy znowu sięgnę do klawiatury. Tylko po to, by znowu wpaść w dołek, dziesięć razy zmienić zdanie i załamać się nad swoją beznadziejnością co najmniej kilka razy.
    Czasem mam chęć napisać coś krótkiego, ale... nawet wtedy mi nie wychodzi. Za bardzo pędzę, bo nie mogę się doczekać tego momentu kulminacyjnego, tego, który pierwszy zawitał w mojej głowie. Nigdy nie chcę zaczynać od niego, bo wszystko muszę mieć mniej więcej w głowie rozplanowane. Wiedzieć, skąd mi się ten gościu weźmie w tym miejscu i w tym czasie. I na tym się zazwyczaj kończy - wymyślę coś, zacznę coś bazgrać, a potem rzucę w cholerę, bo przecież i tak nie dam rady.
    I te sceny, które tak świetnie w swojej głowie widzisz... Fakt, że one tak samo dobrze nie mogą wyglądać na papierze jest niezwykle frustrujący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałabym, że niektórym młodym autorom bardzo by się przydał twój samokrytycyzm ;) niestety mało kto potrafi przyznać, że się nie nadaje do pisania...
      Wiem z doświadczenia, że w głowie wszystko wygląda lepiej i dałam już radę się przyzwyczaić. Co do punktów kulminacyjnych, wiem już, że wszystko trzeba zaczynać od początku i nie wyprzedzać faktów, bo można się nieźle pogubić we własnej fabule i narobić sobie dziur nie do usunięcia.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie ;)
      A co do pisania, to nie rezygnuj, jeśli ci to sprawia radość. Nie każdy będzie pisarzem na miarę Dostojewskiego, ale można sobie dla przyjemności bazgrolić ;)

      Usuń
    2. Jestem pewna, że jeszcze nieraz będę próbowała coś z siebie wykrzesać, bo jednak miewam takie dni, gdy pisanie idzie jak po maśle, po prostu się te wszystkie słowa ze mnie wylewają.
      Ostatnio jednak troszkę się zniechęciłam do pisania, bo udało mi się skończyć (wow!) pracę na konkurs i polonistka wprowadziła zmiany, które, moim zdaniem, zupełnie zabiły klimat tego mojego opowiadanka. I tak jakoś niemoc twórcza mnie ogarnęła.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
    3. Znam to niestety. Kiedyś też miałam podobną sytuację, z tym, że mojego opowiadania nikt fizycznie nie przerobił, ale podzielił się ze mną wszystkimi swoimi "ale". Brzmiało to mniej więcej "to powinnaś napisać tak, tamto inaczej. Tutaj za mało drzew, ta postać powinna zginąć i w ogóle to dlaczego oni walczą na pistolety, a nie miecze? A w ogóle to wszystko już było, a w fantasy powinny być smoki." Poskutkowało to tym, że całkiem mnie to zniechęciło do tego opowiadania.

      Usuń
  4. Ja pisanie zarzuciłam już kompletnie, ostatnio mam problemy nawet z normalnym, w miarę ogarniętym wypowiadaniem się. W ogóle nic mi ostatnio nie wychodzi, rysowanie facetów też skończyło się na dwóch lalusiach
    Nie byłabym sobą, gdybym nie jęczała :P

    Ostatnią rzeczą, jaką napisałam, było krótkie opowiadanie na konkurs literacki, ale napisałam je tylko po to, żeby pani polonistka dała mi spokój (ciągle słyszałam "no napisz coś, napisz, ja widzę, że ci się nie chce, żaden tam brak pomysłów!" -.-) i jest to chyba jeden z moich największych literackich potworów.
    Ja sobie zawsze wymyślę tłum postaci i nie mam potem pojęcia co z nimi robić. Po prostu nie umiem wymyślać wydarzeń, nie umiem skleić fabuły. I w sumie pogodziłam się z tym, że pisarką to ja nie będę. Nie można być dobrym ze wszystkiego.
    Chociaż dobijające jest to, jak obudzę się z myślą "hej, wymyśliłam coś genialnego, będę pisać!", nawet nie ogarniając się siadam do zeszytu albo komputera i... nagle wszystko wyparowuje, koniec pomysłów, pustka we łbie.
    A sceny w mojej głowie nigdy nie wyglądają tak żałośnie jak potem na papierze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja bynajmniej nie planuję rzucić pisania, ale to głównie dlatego, że do innych zadań nadaję się jeszcze mniej xd
      Za pisarkę się raczej nie uważam. To takie zbyt górnolotne słowo, a właściwie nie przedstawia nic konkretnego. Z dwojga złego już pisarz brzmi lepiej, ale to znowu mnie o jakieś gendery oskarżą... w każdym razie ja jestem raczej wykonawcą. Artystą de facto też, szczególnie, że artyście więcej można wybaczyć... eee, tak.
      A twój problem z tym, że nie ma się co dziać w fabule, to pewnie przez to, że się zajmujesz obyczajówką i to młodzieżową, a trudno o coś nudniejszego niż problemy nastolatków. Z takimi rzeczami zawsze jest problem. Trzeba bardzo dobrze pisać i mieć naprawdę świetny pomysł, żeby z obyczajówki nie wyszła sieczka.
      Co do ostatnich dwóch akapitów twojego komentarza, mam dokładnie tak samo, chociaż teoretycznie umiem trochę pisać.
      A jakby się było dobrym we wszystkim, to by się było Mary Sue, a tego nie chcemy ;)
      Pozdrawiam bardzo!

      Usuń
    2. Ja zaczęłam babrać się w takiej tematyce, kiedy przekonałam się, że nie umiem wymyślić nic w innej. Żadna fantastyka, kryminał, nic. Zaczęłam wtedy próbować opisywać rzeczywistość, ale ta nie obfituje w pomysły na fabułę. Chociaż, ostatnio na brak tematów nie mogę narzekać, co prawda nie dotyczy to mnie bezpośrednio, ale dzieje się. Ale o takich wydarzeniach wolałabym nie pisać ;]
      Ja pisanie odpuszczam, Mary Sue nie będę :P A Ty pisz, czekam na ciekawe rzeczy Twojego autorstwa ;)

      Usuń
    3. Skojarzyłam z Ukrainą, ale pewnie nie? Ja ostatnio wszystko odnoszę do Ukrainy...
      A co do rzeczywistości, to trzeba mieć wyrobiony naprawdę dobry styl, żeby nie znudzić czytelników na śmierć.
      A rzeczy mojego autorstwa, to nie wiem, czy będą ciekawe, ale też czekam. Powinnam się wziąć do roboty, ale jakoś ostatnio nie umiem...

      Usuń
    4. Niee, nie Ukraina :P mam materiał na książkę w rodzinie ;] ale wolałabym takiego nie mieć

      Usuń
  5. Tak bardzo dobrze rozumiem mentalną patelnię, cegłówki i zaplątanie się z fabułą w kozi róg. A w głowie wszystko jest świetne, tylko spróbuj to przelać w edytor i wszystkie słowa rozpierzchają się w nieznane strony.
    Tak w ogóle, to jak będziesz miała ochotę, to wpadnij do nas na http://lorem-ipsum.ugu.pl/ Mamy urocze grafomańskie towarzystwo i nawet całkiem śmiechu sporo.
    Buziole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to pewnie, że wpadnę, dzięki za zaproszenie ;)
      Wiedziałam, że ty mnie zrozumiesz ;* artblock taki bolesny, ból taki wielki T-T

      Usuń
  6. Ach, już dawno zapomniałam jak to jest pisać, ale nie przestałam rysować i chyba potrafię sobie przetłumaczyć ból piszącego na ból rysującego. Gdy ma się ten rysunek w głowie jest dobrze, w momencie chwycenia za ołówek - pustka. Jak już zaczynam rysować, to mam ochotę wyć, bo to nie jest to! Kurczak :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to dokładnie to samo ;]
      Ja z kolei zapomniałam już, jak to jest rysować, a nie bazgrać pomiędzy notatkami, a kiedyś rysowanie nie szło mi tak źle... wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią mi, że powinnam do rysowania wrócić, ale jak tylko próbuję to mi wychodzi jakiś upośledzony bohomaz i rzucam to na kolejne trzy miesiące...

      Usuń
  7. Ja strasznie łatwo okazuję zdenerwowanie, lub złość, co przy moim podejściu do robienia czegokolwiek sprawia, że ostatecznie nie robię nic :(
    Miałem dobry rysunek jak na zaczynającego rysownika, rozdarłem. Miałem fajny tekst, odczytałem go następnego dnia, i usunąłem. Czuję się czasa i jak taki napaleniec do wszystkiego czego nie potrafi xD Taki uroboros pożerający własny ogon. Nie potrafię czegoś dokończyć, lub zapominam o tym, myśląc już o czy innym. Każdy ma jakieś swoje przekleństwo w sztukach jakichkolwiek :P Ty masz patelnie, ja mam głupotę xD

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy