Cześć
koty!
Obiecałam,
że do piątku będzie wpis, no to jest wpis. Muszę częściej obiecywać chyba XD
Nie mam się dzisiaj specjalnie z czego tłumaczyć, więc od razu przejdę do
rzeczy. Będzie trochę religijnie, ale myślę, że jakoś to przetrwacie. Postaram
się, żeby było chociaż trochę zabawnie.
Musicie
mi wybaczyć, że wybrałam na dzisiaj taki temat, ale były niedawno święta i to
mnie skłoniło do paru refleksji. Są na sali ateiści? Będę się z Was dzisiaj
śmiać, ale się nie obrażajcie, bo w następnym wpisie będziemy razem hejtować
katoli (nie mylić z katolikami). A teraz już naprawdę do rzeczy.
Zacznę
od tego, że chętnie podzieliłabym ateistów na poszczególne denerwujące grupki,
ale niestety coś mi w tym przeszkadza. Mianowicie to, że ateistów zasadniczo
nie ma, jest tylko banda krzykaczy i ludzie, którzy czegoś jeszcze szukają, ale
nie potrafią znaleźć. Sorry, ale proszę mi nie wmawiać, że da się tak radośnie
twierdzić, że nie ma nic, kompletnie NIC poza materialnym światem, ciałem,
doczesnym życiem. Gdyby ci, którzy uważają się za ateistów naprawdę wierzyli,
że nie było, nie ma i nie będzie nic więcej, nie byliby zdolni do
jakiegokolwiek działania. Jako istota rozumna człowiek potrzebuje sensu. Nie
musi być to Bóg, może być cokolwiek innego, ale sens musi być. Nie da się w nic
nie wierzyć.
W
tej sytuacji podzielę na denerwujące grupki pseudoateistów albo atejistuf, jak
kto woli. Ludziom, którzy odrzucają Boga, ale czegoś szukają i nie starają się
na siłę odrzeć swojego życia z wszelkiego sensu zostawimy w spokoju. Ich
szanujemy.
A
teraz jedziemy z hejtem.
1)
Smarkateista
Ma
od trzynastu do osiemnastu lat i demonstracyjnie wpieprza kanapkę z szynką w
piątek przed religią. Jest „ateistą” tylko kiedy mama nie patrzy, nigdy w życiu
nie przyzna się, że poszedł do kościoła, chwali się na przed kolegami z klasy,
jak dawno nie był u spowiedzi, a na religii pyta księdza, czy jest wzór na
istnienie Boga. Szuka zaczepki poprzez noszenie na sobie pentagramów i innych
yinyan, a kiedy nikt nie zauważy to czuje się potwornie zawiedziony. Szczyt
jego demonstracji siły to odmówienie pójścia z babcią na różaniec.
2)
Webateista
Czasami
łączy się z poprzednią kategorią. Nie ma dokładnie określonego wieku, ale
mentalnie zostaje na wieki w gimbazie. Szerzy swój „ateizm” w Internecie,
uparcie zrównując wiarę katolicką z przyzwoleniem na pedofilię. Działa głównie
na forach internetowych i w komentarzach na blogach katolików, czasami prowadzi
własnego blogaska, gdzie niby głos wołającego na pustyni stara się przekonać
całą społeczność, że ksienrza kradnom. Zostawia setki komentarzy o tym, że
kościół niby ma być ubogi, a okrada ludzi z ich pieniędzy, księża się wożą
maybachami, gwałcą ministrantów i tak dalej i tak dalej. Cierpi na straszny ból
dupy, bo wszyscy wokół niego są hipokrytami i fokle to on mamy nie prosił, żeby
go chrzciła!
3)
Pacyfoateista
Bóg
nie może istnieć, bo na świecie są wojny, zwierzątka cierpią, dzieci w Afryce
głodują, Chińczycy jedzą psy, po osiedlu grasuje banda drecholi, a marihuana
nie jest legalna. I tyle w tym temacie. Mamy tu do czynienia z gościem, który
chciałby wierzyć nie w Boga, a w czarodzieja z magiczną różdżką, który jednym
machnięciem zakończy wojny, ocali ginące gatunki, nakarmi małych Murzynków,
wyciągnie psy z chińskich garnków, pozabija drecholi i zalegalizuje trawkę. No
fajnie by było, tylko, kurka… nie tak to działa.
4)
Biblioateista
Gość,
który przeczytał Biblię z obrazkami dla dzieci, a potem zdziwił się, że Pismo
Święte, które czytane jest w kościele to nie bajka Disneya, gdzie cokolwiek by
się nie działo książę ożeni się z królewną. W ten sposób powstaje święte
oburzenie, że jak to Bóg pozabijał Egipcjan, skoro kocha ludzi?! Następnie
strzelamy focha na Boga, że starożytni mieli inne jego wyobrażenie niż my i już
mamy Bibioateistę. Przy okazji nierzadko się zdarza, że gość upiera się, że w
Biblii nie ma słowa o tym, że ma powstać Kościół i że skoro Bóg jest wszędzie,
to nie trzeba chodzić do kościoła, bo Eucharystię ustanowił człowiek, a nie Bóg
(?!).
5)
Biologateista
Wohoho,
ciekawe jak Maryja urodziła Jezusa przez błonę dziewiczą, a tak w ogóle to i
tak pochodzicie od małpy i fuck yeah. Chyli nie, nie dociera do niego, że
antyewolucjoniści to odłam oszołomów i że nie wszyscy katolicy twierdzą, że
świat ma tylko 6000 lat. Nie, nie czai, że dziewictwo to nie kwestia błony, a
czystości. I w ogóle niewiele czai, ale będzie się kłócił za czterech.
6)
Fizykoateista
Wyprowadził
wzór na nieistnienie Boga, zaraz po tym, jak kupił sobie teleskop na
podczerwień i nie zauważył Boga w kosmosie. Słowem, religia kłóci się dla niego
z nauką. On jest człowiekiem nauki i w jakieś zabobony wierzył nie będzie. I
tyle.
7)
Historiopacyfoateista
Kiedyś
palono niewinnych ludzi na stosie, torturowano kobiety, księża mieli dzieci, a
Borgia był papieżem. Ergo: Boga nie ma. Nie chce mi się tego komentować, mogę
powiedzieć tylko, że osłabia mnie obwinianie Boga, lub zarzucanie mu, że nie
istnieje dlatego, że ludzie nie są doskonali. Przecież właśnie dlatego są
ludźmi!
To
tyle, jeśli chodzi o podgrupy. Nie ciekawiło Was nigdy, dlaczego pseudoateiści
nie walczą z Bogiem i teizmem, tylko z katolicyzmem? Mnie to czasem zastanawia,
ale to temat na odrębny traktat filozoficzny i chyba zostawię napisanie go
komuś mądrzejszemu. Jak myślicie?
A
teraz macie taki ładny obrazek na pocieszenie:
Pozdrawiam
Was, paskudy, trzymajcie się i do następnego wpisu. A ten pojawi się… ta dam,
najpóźniej w środę!
To
pa!
To jako przedstawiciel ateistów (ewentualnie czyt. ludzi-którzy-jeszcze-nie-znaleźli-na-siebie-prawidłowej-nazwy) powiem, że podział jest cudny i jakże prawdziwy. <3
OdpowiedzUsuńTylko, jak się teraz nad tym zastanawiam, przedstawiciele tych grup byli w gruncie rzeczy katolikami, hm. Inna sprawa, że w gimbazie spotykałam ludzi, którzy nagle przed trudnym sprawdzianem z religii oświadczali, że przenoszą się na ateizm...
Byli ochrzczeni, a nie katolikami. Taki tam, ńjułans XD
UsuńA z tym sprawdzianem to dobre XD a przed trudnym wypracowaniem z polskiego co, zmienić obywatelstwo, żeby polski mieć jako język obcy, a nie ojczysty? Ale gimbaza to stan umysłu i powiedzmy, że gimbazę pomijamy w naszych rozważaniach XD
Cieszę się, że się podobał podział ;]
Pozdrawiam!
Podział jest taki prawdziwy <3 tylko gdzie ci ateiści, którym rybka, czy ktośtam sobie chodzi do kościoła, "jego sprawa, jeśli myśli, że od siedzenia w kościółku będzie szczęśliwy". Taaak, zdanie wypowiedziane przez ateistę, nawet nie pamiętam jakiego, bo przeczytałam, nie tyle co usłyszałam. Czasem mam wrażenie, że ci ludzie odrzucają to, bo nie chcą zrozumieć, że w religii nie chodzi tylko o zaliczanie mszy i nabożeństw, i że w tym jest jakiś głębszy sens. W sumie to im współczuję, gdybym ja nie wierzyła, że coś mnie po tej śmierci czeka to chyba bym się załamała, a po śmierci kogoś bliskiego dostałabym ciężkiej choroby psychicznej, bo do tego stopnia nie potrafiłabym sobie z tym poradzić. Kiedy ktoś, kogo lubię czy uważam za porządnego człowieka okazuje się ateistą, to mi autentycznie przykro. Ale wiem, że nie mnie go nawracać. Liczę tylko, że kiedyś sam zrozumie, że nie można w nic nie wierzyć. To już bardziej rozumiem ludzi innych religii i czasem sobie myślę, że może to jest cały czas ten sam Bóg, tylko w różny sposób nazwany. Dobra, zaczynam się plątać, czy mi się wydaje? Za dwie godziny mam spotkanie i chyba wypada, żebym miała już wybrane imię na bierzmowanie... a tak średnio mam...
OdpowiedzUsuńWcale się nie plączesz, masz rację. Bóg jest jeden.
UsuńNie tyle nie można, co się ewidentnie NIE DA w nic nie wierzyć. Człowiek musi mieć jakąś nadzieję na życie po życiu. I nieważne, czy to raj czy reinkarnacja. Coś być musi.
Bierz Joannę d'Arc, ona jest fajna xd
Spotkałam już wszystkich przedstawicieli ateistów i przyznam, że podział niezwykle trafny :D Masz fajnego bloga, na którego trafiłam zupełnie przypadkiem :D Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się u mnie podoba i zapraszam częściej ;]
UsuńPodział super-trafny. Generalnie moim zdaniem to wszystko bierze się z chęci buntu i "bólu czterech liter" bo nawet, jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości związane z wiarą, a jest wystarczająco "dojrzały", użyjmy tego słowa, bo lepsze mi nie przychodzi na myśl, to jako człowiek znający swoją wartość nie będzie odczuwał potrzeby obnoszenia się ze swoim "ateizmem".
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej bawi jak faktycznie mały procent spośród ludzi twierdzących, że nie wierzą w Boga faktycznie tak uważa. Mój brat twierdzi, że nie lubi koncepcji, że wszystko musi skądś pochodzić i unika chodzenia do Kościoła na msze, natomiast zawsze pojawia się gdzieś w pobliżu, żeby mama myślała, że był. Okej, fakt, osiemnaście lat dopiero skończył w lutym i nasi rodzice zrobiliby mu wykład na sto fajerek, co nigdy nie jest przyjemne, bo nasi rodzice nie umieją z nami rozmawiać o trudnych rzeczach, natomiast zachowuje się jak Twój klasyczny typ pierwszy.
Znam mnóstwo ludzi, którzy twierdzą, że nie wierzą w Kościół, jako instytucję, natomiast wierzą w Boga. Czasami mają jakieś wydarzenia ze swojej prywatnej przeszłości na potwierdzenie tej tezy. Natomiast najbardziej bawi mnie, że nikt z tych osób, tak szumnie się z tym obnoszących, nie dokonał aktu apostazji.
Ja osobiście na przykład zdaję sobie sprawę, że mam w tym momencie okres na odrzucenie wszystkich możliwych autorytetów, ale nie do końca ze względu na samą siebie. W sensie jeszcze nie wiem, jak sobie z tym poradzić, ale nie zamierzam się uciekać do głupiego gadania, że w coś nie wierzę. Od miesiąca właściwie nie chodzę do Kościoła i nie chciałam być hipokrytką, więc w Święta też nie poszłam. Zwyczajnie dlatego, że nie jestem w stanie w żaden sposób tego poczuć w tym konkretnym momencie w moim życiu, a zawsze byłam zdania, że to nie powinno być oparte na zasadzie zwanej "na wszelki wypadek". Jeśli bym miała okazję, to poszłabym znowu na pielgrzymkę do Częstochowy w tym roku (tak się ułożyły plany, że nie mogę), ale poszłabym, bo zwyczajnie chcę iść w tym kierunku, nie zamierzam odrzucić tego wszystkiego, ani się ze swoimi wątpliwościami obnosić. Wie w sumie tylko mój brat, z którym o tym wszystkim rozmawiałam.
Czekam z niecierpliwością na kolejny post i ściskam.